Mirosław Zbrojewicz
„Mieszkaniec” rozmawia z Mirosławem Zbrojewiczem, aktorem teatralnym, filmowym i dubbingowym, mieszkańcem dzielnicy Wawer.
– Jest Pan urodzonym warszawiakiem. Czy także urodzonym mieszkańcem jej prawobrzeżnej strony?
– W zasadzie tak. Pierwsze trzy lata swojego życia mieszkałem w Świdrze pod Otwockiem, bo tam, w połowie ubiegłego wieku, moi rodzice dostali przydział na mieszkanie. A potem rzeczywiście przenieśliśmy się do Warszawy na Grochów, gdzie mieszkałem na Osiedlu Młodych przy Szaserów do 21. roku życia. Tak więc spędziłem na Grochowie całe świadome dzieciństwo, wiek nastoletni i początki dorosłości.
– Obecnie także mieszka Pan po prawej stronie Wisły, choć już nie na Grochowie.
– Mieszkam w Wawrze. Z tym, że w międzyczasie „objechaliśmy” z rodziną właściwie całą Warszawę, wynajmując mieszkania w najrozmaitszych zakątkach miasta. W końcu przyszedł moment, w którym uznaliśmy, że trzeba kupić swoje. Własne mieszkania także kilkakrotnie zmienialiśmy, a w końcu zamieszkaliśmy tu, gdzie teraz.
– Dobrze żyje się Panu w tej części Warszawy?
– Mieszkamy w takim miejscu, że jest naprawdę świetnie pod każdym względem – także komunikacyjnym, bo znaleźliśmy dom nie na dalekim Wawrze, ale blisko jego granicy z Pragą Południe. Dzielnica jest piękna, bardzo zielona. Jest tylko jeden problem. Mówiąc krótko i wprost: „patodeweloperka”. Wciąż próbują rządzić Warszawą. Poprzednio mieszkaliśmy na Gocławku. Uciekliśmy stamtąd w ostatniej chwili. To był bardzo piękny kawałeczek miasta, pełen małych domków, taka niemalże willowa część Pragi i Warszawy. Po czym weszli deweloperzy i pozasłaniali wszystko, co tylko się dało, postawili masę bloków, nie da się tamtędy przejechać, bo wszędzie stoją samochody (no bo gdzie mają stać?). Wielkie bloki zabiły to miejsce. Na razie w Wawrze jest pod tym względem znacznie lepiej, choć widzę, że i tu „patodeweloperka” zaczyna nam „podchodzić pod mury”. Na tysiącmetrowych działeczkach, na których stały niewielkie domy, nagle powstają bloki. Nie wiem, kto na to pozwala i dlaczego.
– Na premierę czeka obecnie film zatytułowany „Pewnego razu w ogródkach działkowych” w reżyserii Rafała Brylla – właściwie w całości nakręcony na terenie ogródków działkowych Białołęka Dworska. Film powstał w roku 2020, czyli w czasie epidemii.
– Dzieje tego filmu są takie, jak dzieje wielu innych filmów kręconych za skromny, niezależny budżet, przy bardzo niewielkim dofinansowaniu. To powoduje pewne opóźnienia przy dystrybucji, promocji. A do tego doszła pandemia, która bardzo utrudniła życie branży kinowej. Film rzeczywiście powstał na Białołęce. Był to bardzo fajny dla mnie czas – dwa tygodnie spędzone na działkach, na słoneczku, przy pięknej, letniej pogodzie. Przeszkadzały nam tylko dwie rzeczy. Po pierwsze latające nad Warszawą samoloty, których tam było szczególnie wiele, widocznie właśnie tamtędy przechodzi jakaś droga powietrzna w kierunku lotniska. A druga sprawa – pobliskie więzienie. A raczej koledzy osadzonych, którzy podejmowali różne akcje w celu umilenia życia kumplom siedzącym w celach. Widzieliśmy na własne oczy, jak pod mur podjeżdżają „beemy”, wysiadają z nich faceci i zaczyna się regularna impreza, z rozkręcaniem na pełny regulator muzyki i puszczaniem fajerwerków włącznie.
– Pan jako aktor bardzo kojarzy się widzom z właśnie tematyką gangsterską, bo nader często w swojej karierze grywał Pan albo bandytów, albo policjantów. Czy zdarzały się Panu z tego powodu jakieś, nazwijmy to, przygody?
– Zdarzały się, ale nie bardzo mogę ani nie bardzo chcę o tym opowiadać, bo żeby je streścić musiałbym użyć wielu brzydkich wyrazów. Zresztą nie ma sensu o tym mówić, bo to nie są wcale ciekawe anegdoty, tylko takie durne zaczepki ze strony dość prymitywnych facetów, którym kino miesza się z życiem. Piotrka Adamczyka, który zagrał papieża, do dziś niekiedy ktoś na lotnisku potrafi pocałować w rękę. Aktorom zdarzają się takie sytuacje.
– Spotykamy się na naszą rozmowę w studiu nagraniowym. Mimo pandemii, mimo wielu utrudnień – cały czas Pan pracuje.
– Jestem aktorem teatralnym, filmowym, bywam aktorem telewizyjnym, jak również bardzo dużo pracuję głosem, w wielu różnych studiach nagraniowych, gdzie udzielam głosu w kreskówkach, grach komputerowych, a także czytam audiobooki. Teraz właśnie nagrywam kolejnego audiobooka. I jak wszyscy czekam na koniec pandemii, by wrócić do całkiem już normalnego życia teatralnego.
Rozmawiał: Rafał Dajbor
Fot. @panipanfotorgaf