Narzekanie, czyli na zimne dmuchanie
– Witam panie Kaziu – Eustachy Mordziak wychylił się spoza wiszących na wieszaczkach nocnych koszulek, które niezmiennie cieszyły się zainteresowaniem jego damskiej klienteli.
– Dzień dobry, dzień dobry. Przycupnę koło pana, bo trochę mnie te zakupy zmęczyły…
Co powiedziawszy pan Kazimierz Główka, kolega pana Eustachego, rzeczywiście „przycupnął”.
– No, i co tam panie Eustachy na naszym bazarze słychać?
– Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej.
– Ale co niby miałoby być lepiej. Straganik ma pan jak malowanie. Ludzi pełno się kręci, czego chcieć więcej?
– Nawet jak ja chwilowo kłopotów nie mam, to nie znaczy, że już nikt na bazarze ich nie ma. Widzę, że pan pełną siatkę ma – ile pan za to zapłacił, że tak wprost zapytam. Za te pomidorki jak malowanie, za pory wyprężone, jak ten, no… żołnierz na warcie, za jabłka jak z obrazka…
– Niecałe 19 złotych…
– A czy pan wie, ile rolnik za to dostaje? Żeby się nie rozdrabniać na włoszczyznę, to powiem, jak to jest z jabłkami. Otóż w skupie rolnik dostaje w tym roku za kilogram jabłek 15 groszy, a bywa, że i mniej…
– Ja płaciłem dziś po 2.50 za kilogram.
– To, ile po drodze pośrednicy wzięli?
– Tak mnie pan dziś przyciska włoszczyźniano-owocową ekonomią, że aż mi się dykteryjka przypomniała z przedstawicielami narodu handlowego w rolach głównych.
– W słuch się zamieniam, żydowskie kawały najlepsze na świecie są.
– Do Goldberga czytającego na ulicy „Nasz Dziennik” podchodzi Silberstein i mówi z niesmakiem:
– Izaak! I ty to czytasz?!
Na co Golberg:
– Bo jak czytam „Wyborczą”, to tylko: tu antysemityzm, tam coś zbezcześcili, rząd rozdaje pieniądze bez sensu, a Putin ze swoimi „zielonymi ludzikami” już prawie pod Suwałkami… A jak czytam „Nasz Dziennik” – to od razu mi lepiej: Żydzi opanowali banki! Rządzą handlem, ropą, całym światem!… Aż przyjemnie na sercu się robi!
– Jak pan, panie Kaziu do mnie pije, to nietrafnie. Ja czytam „Mieszkańca”, jeśli już o to chodzi.
– Ale nie chce pan mi, panie Eustachy wmówić, że ja mam się wstydzić, że te jabłka tanie są? Ludzie sami sobie kapitalizm wybrali. Rolnicy też!
– I bardzo dobrze ludzie wybrali, jak sam pan wie. Niemniej 15 groszy za kilogram jabłek – to w porządku nie jest.
– Ale to chyba naszego bazaru nie dotyczy. Tu na pierwszy rzut oka widać, co jest z hurtowni, a co jest swoje. Jabłka raczej są swoje. A poza tym – sam pan powiedział, że ludzie bardzo dobrze wybrali – i racja. Nie ma sprawiedliwszego mechanizmu niż popyt i podaż. Jakby się nie opłacało, to by nie handlowali. A handlują cały rok – jak multiinstrumentaliści zresztą. Na kilku straganach naraz: tu żona, tam syn, obok siostra – a jabłka ciągle własne. A, że narzekają? Taki urok całego handlu…
– Nie urok, tylko ludzie z doświadczenia wiedzą, że w życiu tak jest, że jak się polepszy, to się i popieprzy, za przeproszeniem. Dlatego wolą dmuchać na zimne. Jak ten gość w karetce pogotowia…
– Jaki gość, w jakiej karetce?
– W karetce pogotowia pacjent odzyskuje przytomność:
– Gdzie ja jestem?
– W karetce.
– Dokąd jedziemy?
– Do zakładu pogrzebowego.
– Ale ja jeszcze nie umarłem!!!
– A my jeszcze nie dojechaliśmy…
Szaser