Niewesołe jest życie staruszka
Zmęczeni kupcy pakowali towary, uprzątali stragany. Chyba nawet nie mieli siły cieszyć się, że na dziś to już koniec.
– Widzę, że u pana też fajrant?
– A co dziś tak późno, panie Kaziu – odpowiedział pytaniem na pytanie Eustachy Mordziak, handlujący damską bielizną. Pan Kazimierz Główka, emeryt zaopatrujący się stale na bazarze na pl. Szembeka, machnął zrezygnowany ręką.
– Powiem panu, że jak się tak zastanowić, to nic właściwie nie zrobiłem, a zmęczony jestem, jakbym ze dwie tony węgla przerzucił.
– A konkretnie co pana tak wyczerpało?
– Służba zdrowia. Żonę do lekarza chciałem zapisać. Stanąłem przed obliczem pani w rejestracji:
– Do kardiologa? Najwcześniej w przyszłym roku, usłyszałem.
– Ale przecież dopiero mamy październik.
– Wiem, ale nic nie poradzę.
– Żona jest niepełnosprawna w stopniu wysokim, czy w takiej sytuacji państwo nie mają obowiązku wyznaczyć wizyty w ciągu tygodnia?
– W naszej przychodni przyszpitalnej w ciągu miesiąca. Ale i tak nie zapiszę, bo nie mamy specjalistów.
Odszedłem od okienka w poczuciu winy, że w ogóle tej młodej damie głowę zawracam. Ona oczywiście nawet na mnie nie spojrzała. Tacy jak ja, to dla niej najpierw jak uprzykrzona mucha, a potem jak powietrze.
– To po co ten przepis?
– Dla świętego spokoju, że niby o ludzi się dba…
– Zawsze może się pan leczyć prywatnie. Trzy stówy i specjalista na pana czeka.
– Ale wtedy człowiekowi różne myśli do głowy przychodzą. Najłagodniejsza, to po jaką cholerę całe życie płaciłem te składki? Trzeba było żyć jak jaka piosenkarka dajmy na to – śpiewająco.
– One też narzekają, że emerytury mają małe.
– To sobie dośpiewa jedna z drugą. Mało to w telewizji starszych państwa, którzy przebrani za siebie sprzed 40 lat śpiewają swoje otrzepane z naftaliny przeboje. Głos już nie ten i krok niepewny, a oni ciągle „piją za błędy” albo wpatrują się w „szklaną pogodę”.
– Musiało panu rzeczywiście bardzo dziś dopiec, bo cięty pan jak osa.
– Jak pana w przyszłości będą tak traktować jak mnie, to też nie będzie miał pan ochoty być miły. Na dodatek z powodów kalendarzowych pusto będzie wokół pana na tyle, że nawet kielicha nie będzie z kim wypić, żeby jakoś to znieść.
– Ale jest rada! Mój kolega z warzywniaka na to wpadł. Chlapnął kieliszek do lustra.
– Do tego doszło, że sam pijesz – powiedziała zdegustowana żona.
– Nieprawda, jestem na samozatrudnieniu i właśnie zrobiłem firmową imprezę integracyjną.
Szaser