Pan Bóg nierychliwy…
– Jak tam po świętach panie Eustachy?
Kazimierz Główka, emeryt i jednocześnie stały klient bazaru na pl. Szembeka spotkał się ze swoim kolegą, kupcem tutejszym, bieliźnianym pierwszy raz po Nowym Roku…
– Tak samo jak przed świętami. Pracować trzeba zawsze, choć nie zawsze daje to efekty.
– Co robić, życie nie jest sprawiedliwe, ale dobrze, że w ogóle jest. Człowiek dopiero na starość je docenia. Ja to już powiem panu tych nekrologów w ogóle nie czytam.
– Dlaczego?
– Boję się wywołać wilka z lasu. Uwierzy pan albo nie, ale im człowiek starszy, tym bardziej życie jakby na nowo nabiera barw. Panie, mnie do głowy przychodzą takie myśli, że ja w ogóle nie wiedziałem, że ja je mogę jeszcze mieć. Że gdzieś tam, w zakamarkach pamięci, przechowały się wspomnienia wyczynów z czasów, kiedy nas z żoną nic nigdzie nie strzykało. No, ale niech pan opowie, jak święta minęły?
– Rodzinnie. Miały być w tym roku skromniejsze, ale stół się uginał. Święta jak zwykle wyszły „na bogato”.
– U nas pisz, maluj tak samo!… Ile było gadania, że nie można tyle kupować, bo potem wszystko się wyrzuci… Ale gdy przyszło co do czego – nie do przejedzenia. Mimo, że rodzina cała u nas była – na Wigilii i potem w pierwszy dzień Świąt.
– I spokojnie było? Tyle się przecież słyszy, że rodziny polityka podzieliła, że najbliżsi się do siebie nie odzywają…
– Nas to nie dotyczy. Powiem więcej – po ostatnich wyborach każdy trochę odetchnął. Ludzie już zmęczeni byli tą ciągłą nawalanką.
– Ale ona bynajmniej się nie skończyła moim zdaniem. Przegrani wcale nie mają zamiaru uznać swojej porażki.
– 12 milionów ludzi, bo tylu rodaków głosowało za zmianą, czapką nie przykryją. Ludzie nie dadzą sobie tego zwycięstwa ukraść. Tym bardziej, że coraz więcej na wierzch wychodzi.
– To fakt. Powiem panu, że człowiek się czuje jakby obuchem w głowę dostał.
– Mówi pan o tych zarobkach?
– Daj pan spokój – ja nawet gdybym całą dobę tu stał, to przez całe życie tyle nie zarobię, co oni w miesiąc.
– Nam, emerytom się poprawiło, nie mogę powiedzieć, ale to, co płacił sobie „lepszy sort”, to się w głowie nie mieści. Wystarczyło być kumplem prezesa telewizji i można było zarobić milion rocznie. Bez studiów, bez matury nawet!
– Ja cię kręcę!
– No, ale skoro towarzystwo musi żegnać się z władzą, to znaczy, że pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy.
– Amen, że tak powiem. No, lecę, bo w domu na mnie czekają. Do następnego razu, panie Eustachy.
Szaser
Co tam panie na Pradze
Warszawski Lokalny Portal Informacyjny Mieszkaniec