Parantele
– Witam, panie Kaziu! Eustachy Mordziak jak zwykle zapraszał emeryta, Kazimierza Główkę, klienta bazaru na pl. Szembeka, ale też swojego kolegę i powiernika, na zydelek przy swoim straganie z damską bielizną. Zaczęło się to ich politykowanie dosyć dawno od okazjonalnej pogawędki, ot takiej dla zasady, żeby na jakiegoś gbura nie wyjść, a przerodziło w zażyłą znajomość.
– Dzień dobry, dzień dobry. Choć może powinienem już mówić Guten Morgen?
– A to co znowu za pomysł? Z jakiej niby paki guten morgen?
– Nie słyszy pan, co się mówi?
– E, takie tam gadanie!
– No, nie wiem. Dużo ludzi wierzy.
– Dla beki powtarzają. Na żartach się pan nie zna?
– Znać to się znam, ale jak słyszę, że ten Tusek, to też niemiecki sługa, to się zastanawiam, kogo tu się żarty trzymają.
– Tego to ja panu nie powiem, bo nie wiem, ale z tego Tuseka taki Niemiec jak ze mnie baletnica. Choć z drugiej strony dziadka podobno w Wehrmachcie posiadał. To jeszcze niejaki Kurski rozgłaszał.
– Tylko zapomniał dodać, że dziadka, jak innych Kaszubów czy Ślązaków, przymusowo do wojska wcielili, skąd on zresztą raz dwa uciekł do swoich, czyli do naszych. Za to dwóch wujków tego Kurskiego do Wehrmachtu na ochotnika poszło i dzielnie położyli głowy ku chwale Hitlera na froncie wschodnim.
– Coś takiego? A to pewne jest?
– No jasne. Brat Kurskiego – nomen omen Jarosław – książkę napisał o ich rodzinie. I tam to wszystko jest, jak to mówią czarno na białym.
– Pan panie Kaziu zawsze coś takiego wynajdzie, że głowa mała! A my tu na bazarze proste sprawy mamy do załatwienia. Żeby zarobić parę groszy, a nie dokładać do interesu. Ot, co.
– No i co w związku z tym?
– No właśnie boję się cholerka, że może być różnie. Ceny idą w górę, a klientów jakby ubywa.
– A ja słyszałem z pierwszych ust Rzeczpospolitej, że warunki dla biznesu są znakomite, tylko niektórzy tego nie rozumieją. I dlatego bankrutują
– To dobry żart. Też mogę panu odpowiedzieć żartem:
Spotyka się dwóch znajomych, którzy dawno się nie widzieli. No i jak to w takich sytuacjach: jak żona, jak dzieci, co ze zdrowiem. Na końcu rozmowa schodzi na taką najzwyklejszą codzienność:
– Mięso jesz?
– Nie.
– A ryby?
– Też nie.
– Wegetarianin?
– Nie, emeryt.
Szaser