Piotr Machalica MIESZKANIEC NR 24/1992

– W Polsce, odwrotnie niż na Zachodzie, aktorzy bardzo chronią swą prywatność. Z czego to wynika?

– Myślę, że połączył pan dwie sprawy. Co innego jest prywatność, a co innego robić sobie publicity, pokazywać swoje różne twarze. Zahaczył pan w pytaniu o Zachód. A przecież porównywanie karier artystycznych za granicą i u nas nijak do siebie nie przystaje. W państwach zachodnich znani artyści zarabiają ogromne pieniądze i mogą sobie pozwolić na pewne wyalienowanie. Dlaczego w Hollywood powstała dzielnica śmietanki towarzyskiej? Ludzie tam mieszkający mają szansę „odciąć” się od reszty świata. Ale nie będę rozwijał tego wątku, gdyż zajęłoby to nam dużo czasu. Wracam do pytania. Chronienie prywatności osoby publicznej jest u nas bardzo trudne i uciążliwe. Jak w ogóle można tę prywatność zachować mieszkając w molochu?

– Moje pytanie miało pewien podtekst. W tym lepszym ze światów aktorzy chętnie udzielają wywiadów…

– …ale ci najlepsi biorą za to pieniądze. Wchodzący do branży starają się być obiektem szerokiego zainteresowania, choćby poprzez różne skandale i skandaliki. W myśl porzekadła, nie ważne, co mówią byleby mówili.

– A pan lubi udzielać wywiadów?

– Nigdy nie lubiłem. No, może na początku drogi aktorskiej. Interesowało mnie to, o co będą dziennikarze pytać. Spotkało mnie wielkie rozczarowanie. Pytania były stereotypowe i nudne. Raptem dwa, trzy wywiady były ciekawe.

– Alain Delon uważa, że nie ma czegoś takiego jak aktor, Że to nie jest profesja. Twierdzi, że można nauczyć się zawodu komedianta, lekarza czy rzeźnika, ale nie aktorstwa. Kino, fikcja, wszystko, co się robi będąc aktorem to przepisywanie życia. Zgadza się pan z tą opinią?

– On to pięknie nazwał. U A. Delona nie ma granicy między tym, co się dzieje w życiu, a tym, co powstaje na planie i w teatrze. Ostatnio zetknąłem się z opinią innej gwiazdy, Marlona Brando, który stwierdził, że aktorstwo to nie jest zawód. Padło więc pytanie, jeśli to zajęcie jest tak beznadziejne, to po co się tym zajmuje? Aktor odpowiedział: w jakiej pracy zarobiłbym tyle pieniędzy, żeby sobie kupić wyspę, siedzieć na tyłku i mieć czas mówić o bzdurach. Moje zdanie w tej kwestii jest takie: wszystko zależy od tego, czym dla kogo jest ten zawód, a jest to sprawa bardzo indywidualna. Każdy z nas, aktorów, ma zupełnie inny sposób uprawiania tej profesji. Jedni chcą szybko zabłysnąć, być popularni. Inni chcą być bardziej anonimowi. Uważam więc aktorstwo za zawód bardzo ciężki, posiadający wyjątkową dozę niestabilności.

– Co jest źródłem inspiracji aktorskiej? Tekst literacki, własne wnętrze, czy możność bycia, możność bycia konkwistadorem ludzkiej wyobraźni?

– Wszystkie te elementy, które pan wymienił i wiele innych. Na ten temat trudno mi mówić.

– W jakie postacie lubi się pan wcielać najbardziej?

– W dobre i duże role. Nie spotkałem się jeszcze z rolą, z której w pełni byłbym zadowolony. Nie mówię o tekście, ale roli do zagrania. Mówiąc szczerze, wiele tych postaci, które odtwarzałem jest podobnych do siebie.

– Czy nie grozi to aktorowi ,,zaszufladkowaniem”?

– A co to znaczy? Czy Louis de Funes był zaszufladkowany? Uważam, że nie istnieje takie pojęcie. Wszystko się bierze z propozycji, jakie się otrzymuje. Na Zachodzie jedna, dwie wielkie role przynoszą duże pieniądze. Rozszerzają możliwości, drogi wyboru. W Polsce, jeśli mam pieniądze, to odrzucam nieciekawe propozycje i odwrotnie.

-Czy odrzuca pan wiele propozycji?

– W tej naszej, przejściowej sytuacji trudno wybrzydzać. Chyba, że rola jest ewidentnie nieciekawa.

– Czy jest taka rola, która idealnie przystaje do pana potrzeb intelektualnych, emocjonalnych i warsztatowych?

– Nikt nie napisał takiej sztuki, z taką rolą,

– Nie rozpieszcza pan swoich wielbicieli, rzadko występując na scenie teatralnej, a jeszcze mniej w TV, dlaczego?

– Czy ja mam wielbicieli? Z tą moją aktywnością nie jest wcale źle. Nigdy nie miałem „przestojów”. Gdy nie grałem w Powszechnym – moim macierzystym teatrze, to występowałem w Teatrze Ochoty, potem w Teatrze Prezentacji. W zeszłym sezonie można mnie było zobaczyć w Ateneum w „Karaluchach”. Gram więc cały czas. O telewizji wolałbym nie mówić. Do niedawna właściwie wszystko w tej instytucji ulegało degradacji – myślę o budynkach, sprzęcie, zapleczu itp. Warunki pracy w TV były nie do zniesienia. Poza tym zarobione pieniądze nie były adekwatne do wielkiego wysiłku. Obecnie powoli się ten stan zmienia na korzyść.

– Gdzie możemy pana teraz oglądać?

– Mogę powiedzieć o swoich planach do końca roku. W połowie listopada występuję w Powszechnym w Ferdydurke Gombrowicza. Sztukę reżyseruje Waldemar Śmigasiewicz. W teatrze „Na Targówku” zagram w recitalu Zbigniewa Zamachowskiego. Przedsięwzięciu patronuje Estrada.

– A plany filmowe?

– Pod koniec listopada zaczynam zajęcia do piątego i szóstego odcinka „Kuchni polskiej” Jacka Bromskiego. Zagram również epizod w filmie K. Kieślowskiego „Wolność, równość, braterstwo”

– Czy w zawodzie aktora uważanym za usługowy jest miejsce na niezależność?

– Co to znaczy usługowy? Uważam, że zawód ten jest bardzo niezależny. I nie muszę specjalnie bronić swego stanowiska. Każdy z nas aktorów jest niezależny. Nie musi grać, występować, może robić, co innego. Jest to zawód, który niczego nikomu nie gwarantuje. Do niedawna sztucznie utrzymywano stan, w którym ludzie kończący szkołę mieli zapewnione etaty. Jest to też zawód ogromnie „pojemny”. W jego ramach ludzie robią różne rzeczy. Prezentują różne teatry, mają różne sposoby wyrażania, np. Kantor, Wiśniewski, Szajna. W tym też przejawia się niezależność.

– Coś jednak musi być fascynującego w zawodzie aktorskim, skoro kontynuuje pan tradycję rodzinną?

– Jest to pytanie, którego nie lubię. To, że ojciec jest aktorem nie ma nic wspólnego z moim wyborem zawodu. I nie będzie miało żadnego wpływu na wybór profesji przez moje dzieci. Zostawiam im wolną rękę. Oczywiście, praca ojca rzutowała na mój wybór. Od dzieciństwa miałem kontakt z teatrem. Nawiasem mówiąc, żona też jest aktorką. Razem kończyliśmy PWST. Teraz zajmuje się domem.

– Mieszka pan, zdaniem wielu, na terenie Warszawy B. Dlaczego Praga-Południe uważana jest za gorszą dzielnicę?

– To jest upiorna dzielnica. Wystarczy spojrzeć, co dzieje się wokół mojego bloku. Brakuje wszystkiego, z tą prywatnością, o której mówiliśmy na początku włącznie, króluje bezmyślność architektów. Nie mogę kochać tej dzielnicy, choć jestem z nią związany sentymentalnie. Po tylu latach oczekiwań na własne mieszkanie, dziś jestem gotów przenieść się pod Warszawę i wynająć dom. Byle tu nie mieszkać.

– Dziękuję za rozmowę.

Przemysław Michalski


Piotr Machalica (ur. 13 lutego 1955 w Pszczynie, zm. 14 grudnia 2020 w Warszawie) – polski aktor teatralny i filmowy, wykonawca piosenki aktorskiej. (Źródło: wikipedia.pl)



 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content