Podróż 360 stopni

 

Ma 33 lata. Nazywa się Anna Ziemianin, więc pseudonim „Ziemianka” jest jak najbardziej naturalny. Niemniej teraz nabrał innego wymiaru. – Ziemia, bo chcę objechać kulę ziemską. Anka, bo ja Anka. Razem – Ziemianka… – tłumaczy w czasie rozmowy w jednej z warszawskich kawiarni.

Kto nie marzył o tym, żeby ruszyć w podróż dookoła świata? Prawie wszyscy. Kto wyruszył? Tylko ci, których albo na to stać, albo mieli niezwykłą determinację. „Ziemianka” należy do tych drugich.

„Mam gdzie wrócić”

Zdaje się, że nosiło ją od początku („urodziłam się na Helu, a studiowałam na Jagiellonce w Krakowie”). Jako animatorka czasu wolnego pracowała trochę na Wyspach Kanaryjskich, w Katalonii, a we włoskiej Umbrii, w Citta di Castello, jako „maestra di englese”, uczyła dzieci różnych przedmiotów w języku Szekspira.

W Warszawie osiadła kilka lat temu. Mówi, że przyjechała tu „za żeglarzem”. W tonie wypowiedzi czuć wielką, romantyczną miłość. Ale „żeglarz odpłynął…”. Ona została.

Mieszka na Grochowie. Pracuje w Śródmieściu. Czuje, że odnalazła swoje miejsce na Ziemi („kocham żyjących tu ludzi”). Że tu jest jej dom i, paradoksalnie, między innymi właśnie dlatego zdecydowała się ruszyć w świat („bo mam miejsce, do którego wiem, że chcę wrócić”).

Kawoszka bez kawy

Pracuje w branży, w której zarobki nie są zbyt duże („powiedzmy, że to oświata i edukacja…”). A podróż dookoła świata będzie kosztować. Musi zgromadzić początkowy kapitał, a jak już wyjedzie, to planuje chwytać się dorywczych prac i w ten sposób zarabiać na kolejne etapy podróży.

– Mogę malować płoty czy wypasać owce… – mówi.

Koleżanki z jej pracy potwierdzają: – „Ziemianka” może wszystko. To wulkan energii!

Faktycznie, gdy rozmawiamy w kawiarni, to widać, że ją rozpiera i nosi. Trochę żartobliwie zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie ma ADHD…

A propos kawiarni – „Ziemianka” zaczęła oszczędzać. Do tej pory była namiętną konsumentką „kawusi” na mieście. Wielkim wyrzeczeniem dla niej jest rezygnacja z tej małej przyjemności. Gdy ją na mieście najdzie ochota na kawę, to walczy: „wizualizuję sobie podróż, wracam do domu, a zaoszczędzone 5 złotych ląduje w słoiku”. Ten pełni funkcję skarbonki.

Kasa i „jachtostop”

Nawet, gdy słoik się wypełni, to będzie za mało na początek podróży. Postanowiła zrobić wyprzedaż garażową: – Wiele nie mam – rowery, narty, łyżwy, deskorolki… Może znajomi przyjdą i coś kupią, żeby wesprzeć realizację moich marzeń…

Zaczęła też kupować świadomie. Teraz na każdy produkt patrzy pod kątem potrzeb („czy tylko mi się podoba i go chcę, czy naprawdę go potrzebuję?”).

Podróż chce zacząć od Norwegii, gdzie przy dorywczych pracach zamierza zarobić na kolejny etap („mogę sadzić drzewa czy zbierać truskawki”). Następną stacją ma być Fuerteventura, a stamtąd „jachtostopem” do Ameryki Południowej. – Albo do Środkowej. Nie wiem, gdzie dopłynę… – mówi.

Wtrącam, że Kolumb też nie wiedział i dopytuję o ten „jachtostop”. – Gdy kończy się sezon na Kanarach, to żeglarze przenoszą się w inne rejony – wyjaśnia. – Można się z nimi zabrać, a w czasie rejsu wykonywać różne prace jako załogant.

Lista marzeń

Przepłynięcie „jachtostopem” przez Atlantyk stanowi jeden z punktów na jej „liście marzeń”. Na argentyńskiej pampie chce  razem z gauchos przepędzać bydło. W Australii gonić kangura. W Atenach spotkać filozofa. Zagrać na perkusji w barze w Nowym Orleanie. Zobaczyć zorzę polarną. Medytować w Himalajach. Pokonać kajakiem patagońską rzekę.

„Lista marzeń” jest długa, ale jeden punkt jest niezwykle ważny: – Nauczyć się więcej słuchać niż mówić. To podstawa.

Podróż zamierza dokumentować nagraniami z kamerki 360 stopni. No i wpisami na blogu, który już założyła. Blog ma właśnie tytuł „Podróż 360 stopni” („360 stopni, to dla mnie kompletność, poza tym chcę wysłuchać 360 ludzkich historii, a w podróży nauczyć się i zagrać 360 piosenek”).

Kropka nad i

Ponad 360 dni będzie trwała jej podróż. To wymaga dłuuuugiego urlopu. „Jak powiedzieć szefowej, że wyjeżdżam w podróż dookoła świata? Gdy wrócę, czy nadal będę miała miejsce pracy?” – na te pytania uzyskała odpowiedź w styczniu. Odważyła się pójść do szefowej. Powiedziała, jak jest. Szczerze. W odpowiedzi usłyszała, że będą tu na nią czekać. „Wyściskałyśmy się, ja nawet dwie łezki zanotowałam, a szefowa powiedziała, że będzie mi kibicować. Tym samym postawiłam tę słynną kropkę nad i” – pisze na blogu. A z radości „wykąpała się w globusach”.

Choć na razie na blogu, ale podróż „Ziemianki” już się zaczęła. Powoli wstajemy od kawiarnianego stolika. Oczywiście płacę za „kawusię”. Może kolejna pięciozłotówka wyląduje w słoiku „Ziemianki”..?

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content