Pokolenia, pokolenia…
Babcia żyła bardzo długo, lecz w jej długim, ciemnym warkoczu nigdy nie było siwej nitki. Chyba nie przepadała za wnukami, ale z pogodą znosiła nasze najazdy i harmider, od którego uciekał Dziadziuś o dobrych, modrych oczach. Babcia miała chabrowe.
Najmłodsze, liczne pokolenie naszej rodziny było bardzo zżyte, razem spędzaliśmy wakacje pod opieką naszych wujów i cioć. No i z Babcią. Czuliśmy się ważni, potrzebni, lecz gdy babcia wchodziła do pokoju, trzeba było wstać. No i słuchać się, co było dość proste, ponieważ pozostawiano nam mnóstwo swobody. Fajnie było.
Gdy to nasi rodzice zostali dziadkami, relacje nieco się zmieniły. W jednych rodzinach babcie przyjmowały rolę pełnoetatowych, darmowych niań (nikomu nie przychodziło do głowy, że emerytura to czas na własne zainteresowania). Czasy się zmieniły i trzeba było ciężko pracować, „nie licząc godzin i lat”.
Były też tzw. „dzieci z kluczem na szyi”, gdy dziadkowie mieszkali poza Warszawą lub nadal pracowali. Ale wtedy pozostawały weekendy – obowiązkowo obiad u babci (w zimie – skoki narciarskie w TV), potem spacer czy teatrzyk dla dzieci, bo był tuż pod oknami. Zostało trochę zdjęć, trochę wspomnień. Babcia, to był ktoś bliski, kochany, bezpieczny, jak własna i ukochana przytulanka. W tych czasach babcie nie ubierały się już tak, jak kiedyś: zapięte pod szyję, na czarno czy brązowo. Nosiły się odważniej, robiły trwałą, farbowały włosy i malowały paznokcie. Mąż, dom, rodzina, dla większości z nich nadal stanowiły priorytety.
Kolejne pokolenie babć, to współczesne, młode duchem, a często też ciałem kobiety, ambitne, znające swoją wartość. Nie w głowie im posypywanie się popiołem! Przeciwnie, dzielą czas między kursy komputerowe dla seniorów, pływanie, taniec, spacery z kijkami, ulgowe bilety teatralne i kinowe.
– Bąbelku, zapraszasz mnie i dziadka do przedszkola, będzie teatrzyk na Dzień Babci i Dziadka? Oczywiście, z radością! Muszę tylko odwołać dziadka rehabilitację o 11.30 i kółko brydżowe o 13, będziemy na pewno!
Chciałabym być dobrą babcią, ale nie mam szans być taką, jak moja. Nie te czasy, nie te wnuki.
Pewnie nie we wszystkich rodzinach tak to wyglądało i wygląda. Jednak trzeba przyznać, że dzisiejsi seniorzy i „seniority” żyją o wiele szczęśliwiej, młodziej i dłużej. Mimo czasem niedostatku, kolejek do lekarza i dzieci, mieszkających setki kilometrów stąd.
Mają ciekawe życie. Mogą mieć.
Jeśli tylko zechcą wstać z kanapy i wyłączyć telewizor!
żu