Pomaganie ma we krwi
Wychowała się w domu, w którym najważniejsze było pomaganie innym. Razem z mamą i babcią gotowała dla biednych rodzin. Kiedy obejrzała w telewizji „Niewidzialną rękę” stała się dobrym aniołem dla sąsiadek. Dzisiaj zwiedza świat i niesie pomoc tam, gdzie tylko to możliwe. Poznajcie swoją sąsiadkę Małgosię Pieńkowską.
Małgoś Pieńkowska (tak nazywa się na facebooku) wzięła udział w naszym książkowym konkursie. Ujęły nas jej wypowiedzi, dlatego wygrała powieść Agnieszki Dydycz „Dzisiaj należy do mnie”. Teraz wiemy, jak bardzo tytuł tej książki do niej pasuje, bo czerpie z każdego kolejnego dnia tak wiele, ile może wycisnąć.
Przyszła do naszej redakcji odebrać nagrodę i tak poznaliśmy Małgorzatę. Wygrana była dla niej wyjątkowo ważna, bo podkreślała, że książka nie jest tylko dla niej, a dla kogo jeszcze okazało się chwilę później. Zacznijmy jednak od początku.
Rodzina Małgosi mieszkała w Bieszczadach. Dziadek pracował jako ogrodnik u hrabiny Tarnowskiej, babcia gotowała, pracował tam też wujek. Z opowieści mamy Gosia zna historie o tym, że babcia z hrabiną gotowały czekoladę dla biednych dzieci, żeby je wzmocnić, a dziadek w ziemiankach ukrywał Żydów w czasach okupacji i to było powodem dla którego musieli opuścić Bieszczady.
– Ktoś „nadał” Niemcom, rozpoczęło się polowanie na dziadków. Musieli wyjechać. Osiedlili się w zachodnio-pomorskiem. Ja byłam małą dziewczynką, kiedy dziadek mi o tym wszystkim opowiedział. Potem dostali domek w Lubczynie. Mama z babcią, chociaż same nie miały łatwo, gotowały dla biednych rodzin. Nasz dom był domem otwartym. To w nim znajdowały oparcie kobiety maltretowane. Tutaj spały, często one na łóżkach, a my na podłodze – opowiada i śmieje się, że najzabawniejsze momenty z tego ciężkiego czasu, to udeptywanie kapusty w beczkach. – Robiłam to ze wszystkich najlepiej – mówi Małgoś.
Lata mijały, chęć do pomagania wszystkim wokół była we krwi. Kiedy w TV pojawił się program „Niewidzialna ręka” długo się nie zastanawiała – anonimowo zaczęła pomagać sąsiadkom. Jako wolontariusz angażowała się (i tak jest do dzisiaj) w wiele charytatywnych akcji. I właśnie dzięki jednej z nich dowiedziała się, że ma… nowotwór piersi. Przeszła zabieg, a podczas pobytu w szpitalu poznała wiele osób.
– Te wiele rozmów przeprowadzonych w szpitalnych salach było najlepszą terapią. Pacjentki same sobie potrafią dać największą siłę. Z wieloma znajomymi z tego trudnego czasu mam kontakt do dziś. Dzwonią dzień i noc. Odbieram, kiedy tylko mogę, rozmawiam. Wiem, jak ważne jest czasem po prostu kogoś wysłuchać – podkreśla Małgosia.
Książka, którą wygrała w naszym konkursie, trafi do osób chorych na Alzheimera, choć oczywiście sama laureatka przeczyta ją pierwsza.
– Spotykam się z chorymi na ławeczce w Goleniowie, dokąd jeżdżę. Daję im książki, czytają bardzo chętnie. Podczas każdego kolejnego spotkania rozmawiamy o książkach. Każdy opowiada, co zapamiętał ciekawego. Okazuje się, że każdy w jednej książce potrafi dostrzec coś zupełnie innego! – opowiada.
Jej wielką pasją są podróże. Odwiedziła już 56 krajów. Najbardziej zachwyciła ją Kambodża i Meksyk. Nie byłaby sobą, gdyby ograniczała się tylko do zwiedzania. Gdzie tylko się pojawi, zawsze dostrzeże ludzi, którym może w jakiś sposób pomóc. Możliwości wielkich nie ma, całego świata się nie zmieni, ale dzieciaki z drugiego krańca świata na pewno doceniły rowery, dzięki którym nie muszą już na piechotę chodzić do odległej szkoły.
Kilkanaście lat temu los „przywiał” ją do Warszawy. Zamieszkała przy ul. Łukiskiej i szybko okazało się, że tu mieszka się najlepiej. Dlaczego? Życzliwi ludzie, spontaniczne spotkania – to najważniejsze, z tym żyje się dużo łatwiej.