Praga tonie w śmieciach, a miasto „monitoruje jakość usług”
Praga tonie w odpadach i nie jest to określenie na wyrost, patrząc na to, co dzieje się od jakiegoś czasu na dzielnicowych podwórkach. Stare meble, dywany – wszystko to, co nazywamy gabarytami, zalega stertami przy śmietnikowych altanach, o czym opowiadają nam rozżaleni i wściekli mieszkańcy w licznych telefonach i mailach do naszej redakcji.
Trudno wymienić wszystkie miejsca, gdzie już za chwilę może dojść do nieszczęśliwego zdarzenia, jak to na Gocławiu 21 września. Pożar odpadów gabarytowych przy ul. Fieldorfa doprowadził do kompletnego zniszczenia zaparkowanych samochodów. Tam, na szczęście, pomimo dużych strat, nikomu nic się nie stało. Jak mówią mieszkańcy, „pewnie ktoś podpalił te zwały odpadów, bo ile można czekać na ich odbiór?! Może zaprószenie ognia? Tak czy inaczej to świetny przykład na to, jak bardzo niebezpieczne mogą być te gabaryty pod naszymi oknami”.
Poprosiliśmy firmę Lekaro, która ma podpisaną umowę z Miastem na wywóz odpadów z Pragi Południe, o skomentowanie całej sytuacji. Niestety, nasze pytania pozostały bez odpowiedzi. Miasto natomiast podkreśla, że „na bieżąco monitoruje jakość usług świadczonych przez operatorów, a w przypadku alarmujących sytuacji właściwa komórka szczegółowo analizuje daną sprawę”.
– Częstotliwość odbioru odpadów komunalnych, w tym wielkogabarytowych, określa Uchwała Rady m.st. Warszawy. Dla nieruchomości wielolokalowych termin odbioru tego typu odpadów ustalany jest co cztery tygodnie, a w nieruchomościach jednorodzinnych – raz na trzy miesiące – mówi Aleksandra Grzelak z Biura Marketingu stołecznego ratusza. – Występujące nieprawidłowości zazwyczaj stanowią podstawę do wszczęcia postępowania wyjaśniającego pod kątem naliczenia kar umownych – podkreśla i dodaje, że sprawa z Gocławia będzie wyjaśniana z operatorem.