Praga – za co się ją kocha…
Zelda Klimkowska zajmuje się rzeźbą, scenografią, fotografią i choreografią. Znana jest też jako animatorka projektów artystycznych związanych z Pragą, m.in. „Sąsiedzi dla Sąsiadów”. Teraz w Muzeum Warszawskiej Pragi można oglądać wyjątkową wystawę jej zdjęć „Koleżanki i koledzy”, na których zobaczymy mieszkańców właśnie tej dzielnicy, którą pokochała 24 lata temu. Zelda Klimkowska o tym co ją urzekło w Pradze Północ, jak powstawały fotografie Prażan i jak to jest być multiartystką.
– Praga – za co się ją kocha, a co w niej irytuje? Jak w Pani oczach dzielnica się zmienia?
– Mieszkam na Pradze od 1996 roku. Znalazłam tu pracownię dzięki życzliwości znajomych. Spodobała mi się małomiasteczkowa atmosfera, jaka wtedy tam panowała. Ludzie rozmawiali ze sobą w sklepach, poznawali się na podwórkach, w knajpkach czy na miejscowym umownym ryneczku z wiejskimi jajami i kurami. Nam artystom, tworzącym w tamtym okresie, brakowało większego zainteresowania ze strony dzielnicy naszą aktywnością. Większość prac powstawała w tzw. offie z dużym udziałem własnego entuzjazmu. Teraz Praga stała się bardziej kosmopolityczna, nadrabia czas zaniedbania budową nowych osiedli i marketów. Ludzie przemieszali się z napływowymi, a nawet starzy bywalcy wycofali się jakoś.
– Jak narodził się pomysł na fotografie Prażan i finalnie wystawę? Czy zaczęło się od jakiegoś przypadkowego zdjęcia, czy od razu w zamyśle było „coś więcej”?
– Koncepcja robienia takich zdjęć narodziła się dość szybko. Codziennie widywałam niezwykle kolorowych oryginałów. Szkoda byłoby to przegapić. Dużo osób już znałam przystępując do sesji. Inni zgłaszali się do mnie sami.
– Kto jest na zdjęciach? Kim są ich bohaterowie?
– Najczęściej mieszkańcy Starej Pragi lub ludzie tam urodzeni. A czasem jakiś nurek śmietnikowy, przelotny gość. Ludzie o rozmaitych pasjach i zainteresowaniach. Często niezrealizowani, ale pragnący się pokazać, chcący wziąć udział w artystycznym przedsięwzięciu.
– Najciekawsze osoby na zdjęciach?
– Trudno wybrać. Każda z nich to piękna postać, bogata historia. Pan Rysio, niekwestionowany szef podwórka, restaurator, posiadacz magazynu z częściami do poloneza, brat osoby prowadzącej Galerię Sztuki. Czy kolekcjoner mundurów, krawiec, zbieracz i organizator parad wojskowych, można powiedzieć rekonstruktor postaci z okresu II wojny.
– Czy trudno było namówić do pozowania?
– Trwało to dosyć długo. Wzajemne poznawanie się, zrozumienie i akceptacja koncepcji, czas, który musiałam dać każdemu do obmyślenia miejsca i rekwizytów do sesji. Czasem dużo spotkań z rodziną bohatera.
– Rzeźba, fotografia, scenografia, choreografia – co jest najważniejsze?
– To wszystko jest najważniejsze. Chodzi o to, by być twórczym.
– Gdzie w tym wszystkim jest czas na życie prywatne? Czy znajduje Pani chwile na kawę z przyjaciółką, plotki z sąsiadką? Jak lubi Pani spędzać wolny czas?
– Mam przyjaciół z kręgu artystów. Najczęściej więc spędzamy czas realizując jakieś projekty. Ale w tym wszystkim jest też pora na kawę. Wolny czas to pojęcie dla artysty względne. Mamy go i nie mamy. Lubimy coś tworzyć. Ale i odpoczywać w ogrodzie.
– Jeśli relaks na Pradze to….?
– Trasa rowerowa nad Wisłą. No i piękny Park Skaryszewski o świcie.
Wystawa Koleżanki i koledzy. Fotografie Zeldy Klimkowskiej trwa do 6 września 2020 w Muzeum Warszawskiej Pragi, ul. Targowa 50/52