Ograniczanie handlu w niedziele

Tematem dzisiejszego starcia jest sprawa ograniczania handlu w niedziele. Ta kwestia wzbudza różne odczucia zarówno wśród pracodawców, pracowników, jak i wśród klientów, którymi wszyscy jesteśmy…

Do Ringu „Mieszkańca” zaprosiliśmy warszawską posłankę Ewę Tomaszewską z Prawa i Sprawiedliwości, przewodniczącą podkomisji stałej ds. rodziny przy sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, wieloletnią parlamentarzystkę i działaczkę NSZZ „Solidarność” oraz Jeremiego Mordasewicza, doradcę zarządu Konfederacji Lewiatan, członka Rady Dialogu Społecznego, współzałożyciela i byłego prezesa Business Center Club.

Przypomnijmy: na dniach wyjdzie z Sejmu ustawa, która będzie regulowała sprawę handlu w niedziele. Ograniczenia niedzielnego handlu będą wprowadzane stopniowo i mają obowiązywać od marca tego roku. Prawie wszystkie niedziele mają być wolne dopiero w 2020 roku.


Szansa na korzystanie z wolnych niedziel

Ewa Tomaszewska, posłanka Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej (PiS)

Od wieków niedziela była dniem wolnym od pracy. W ostatnich dziesięcioleciach praca w niedziele w handlu była dozwolona jedynie w placówkach pełniących szczególne role, np. dyżurnych aptekach, kioskach na dworcach, cukierniach, kwiaciarniach. Zaś wynagrodzenia za tę pracę były o 100% wyższe niż w dzień powszedni. Dzisiejsza praktyka, to powszechna praca w handlu w niedziele bez żadnych dopłat.

Badania Państwowej Inspekcji Pracy, Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi, a także KK NSZZ „Solidarność” wykazują, że praca w niedzielę jest stresogenna, bardziej uciążliwa, wywołuje negatywne skutki zdrowotne i negatywnie wpływa na życie rodzinne. Warto zauważyć, że w handlu ponad 60%, a w centrach handlowych wielkopowierzchniowych ponad 80% pracowników, to kobiety. Tylko 2% badanych uznało, że wyższe wynagrodzenie za pracę w niedzielę byłoby dla nich argumentem do podejmowania takiej pracy.

By zapewnić pracownikom handlu szansę korzystania z wolnych niedziel nie wystarczy zmienić art. 151 ze znaczkiem 9a Kodeksu Pracy. Zmiana taka nie objęłaby pracowników zatrudnianych na umowy cywilnoprawne. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że większość naszego społeczeństwa, to katolicy, dla których ze względów religijnych ważna jest możliwość świętowania niedzieli, co przecież gwarantuje nam konstytucja.

Badania reakcji rynku na podobne zmiany prawne w innych państwach wskazują na fakt utrzymania poziomu sprzedaży (przerzucenie zakupów na inne dni tygodnia), wyższe dochody gospodarki, generowane w turystyce i usługach kulturalnych i sportowych, a także obniżanie kosztów ogólnych placówek handlowych.


Jesteśmy społeczeństwem na dorobku

Jeremi Mordasewicz, przedsiębiorca, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan

Jesteśmy społeczeństwem demokratycznym, mamy prawo przyjąć takie rozwiązanie, ale musimy być świadomi z czym to się wiąże. Po wprowadzeniu ograniczeń, zasoby ludzkie oraz kapitał będą mniej wykorzystane, a przez to nasze dochody będą mniejsze. W Polsce mamy ok. 500 galerii handlowych. Budowa każdej wynosiła kilkaset milionów złotych. Ten olbrzymi kapitał nie będzie wykorzystywany przez jeden dzień w tygodniu, czyli 50 dni w roku.

Podejrzewam, że nie zmniejszy się sprzedaż podstawowych produktów. Ludzie i tak je kupią, tyle, że w soboty będą stali w większych kolejkach. Spadnie za to poziom tzw. zakupów impulsywnych, szczególnie w „odzieżówce”. Obniżona sprzedaż wpłynie też na produkcję.

To nie będzie tak, że Polska się zawali, bo mamy świetną koniunkturę. Jednak szacujemy, że o ok. 30 tysięcy zmniejszy się przyrost zatrudnienia pracowników w handlu i usługach na rzecz handlu. A co będzie jeśli gospodarka zacznie zwalniać?

Zresztą, tu także chodzi o usługi na rzecz handlu. Na przykład restauracje w galeriach handlowych nie wypełnią w niedzielę ludzie, którzy przyszli tam tylko do kina. Problemów będzie więcej. W naszych miejscowościach przygranicznych Niemcy, którzy mają zamknięte sklepy w niedziele, robią zakupy. Ten handel ustanie.

Wszystko sprowadza się do odpowiedzi na pytanie: czy jeszcze jesteśmy krajem na dorobku, czy już sobie możemy trochę odpuścić, jak w najbogatszych państwach? Niemcy przecież pracują dużo mniej niż my. Tylko jest jedna rzecz – Niemcy na jednego zatrudnionego dysponują kapitałem 180 tys. euro, a my tylko 55 tys. euro. A z tym się wiąże produktywność pracy.

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content