Saska Kępa – moja mała Ojczyzna
Ryszard Kalkhoff, czyli człowiek legenda, któremu energii i pomysłów może pozazdrościć wielu młodych ludzi, opowiada o tym, że Saska Kępa to jego ukochane miejsce na ziemi, a wieloletnia praca w samorządzie pozwoliła realizować największe z marzeń – pomagać ludziom.
Dzieciństwa Ryszarda Kalkhoffa nie można porównać do życia dzisiejszych maluchów. Urodził się w Warszawie w 1931 roku, więc „chwilę” przed wojenną zawieruchą. Z tragicznych początków II wojny światowej jednak niewiele pamięta, chociaż jako chłopiec w wieku 8 lat już doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w domu zaczyna robić się nerwowo i wszyscy zaczynają się po prostu bać. On pamięta uciekających z miasta mieszkańców, wśród których była też jego rodzina.
– Miałem cudownych rodziców, którzy mnie bardzo kochali. Roztoczyli nade mną parasol ochronny na tyle, że nie byłem świadomy, jak wielkie jest zagrożenie. Wyjeżdżaliśmy z Warszawy „dekawką” wujka, z tobołkami. Każdy pakował dorobek życia w co mógł, zabierał ze sobą i uciekał, tylko że im dalej od stolicy, tym więcej tych tobołków leżało w rowach… – wspomina Ryszard Kalkhoff i dodaje, że pierwszy wyraźny obrazek z początku wojny, który utkwił mu w pamięci na zawsze, jest właśnie spoza Warszawy. – Pole pod Garwolinem. Leżeliśmy na nim z mamą i z babcią (tata poszedł do wojska walczyć z najeźdźcą), chroniąc się przed ostrzałem lotniczym. Leżałem, chowając głowę i wyliczałem w myślach: zastrzelą mnie, nie zastrzelą… Widziałem, ile osób wtedy ginęło i nie wiedziałem, kto będzie następny – opowiada.
Równie mocno w pamięci zapadł mu czas tajnych kompletów. Nauka w kilkuosobowych grupach odbywała się w domach (za każdym razem w innym). Na stole stały ciastka, cukierki – pozorowana rodzinna uroczystość, gdyby ktokolwiek wszedł sprawdzić, co dzieje się w mieszkaniu.
– Dzieci – to złe słowo, bo pomimo poziomu szkoły podstawowej, musieliśmy szybko dorosnąć, aby potajemnie się uczyć. Nauczycielem m.in. był mój tata, wykładowca akademicki, który był jednym z organizatorów tajnego nauczania – tłumaczy Ryszard Kalkhoff. – Na tajnych kompletach wiele osób ukończyło nie tylko szkołę podstawową, ale też zdawało maturę.
Potem młody Ryszard ukończył Politechnikę Warszawską, został inżynierem mechanikiem i zaczął pracę w transporcie. Piął się po szczebelkach kariery, ale „drabinka” urwała się, kiedy odmówił wstąpienia do PZPR. Jak dzisiaj tłumaczy, „kariera skończyła się na głównym specjaliście”.
Kiedy w jego życiu pojawiła się ukochana żona, po „pomieszkiwaniu” u jednych i drugich rodziców, kupili maleńkie mieszkanko na Krakowskim Przedmieściu. Okazało się ono jednak zbyt małe w 1965 roku, kiedy na świat przyszedł syn Kalkhoffów. Dzięki temu znaleźli się na Saskiej Kępie, bo tutaj znaleźli mieszkanie i w nim już pan Ryszard pozostał do dziś.
Saska Kępa od zawsze była częścią miasta uznawaną za wyjątkową enklawę i od czasów studenckich Pan Ryszard miał tu wielu znajomych, dlatego z nieskrywaną radością osiadł tutaj na stałe.
– Ja to nazywałem „małą ojczyzną w wielkim mieście”. Od zawsze to była taka troszkę zamknięta zbiorowość z dużym lokalnym patriotyzmem, przesiąknięta artystami, z domieszką cyganerii. A do tego jest tu mnóstwo zielni i niska zabudowa. Wyjątkowe miejsce na mapie Warszawy – tłumaczy.
W 1989 roku Ryszard Kalkhoff złapał bakcyla do działań samorządowych. A wszystko zaczęło się od przygotowań do pierwszych wyborów w Komitecie Obywatelskim „Solidarność”. W kolejnych, już do samorządu, prowadził koło Komitetu Obywatelskiego na Saskiej Kępie, a w następnych, które były drugimi wyborami samorządowymi w Polsce, wystartował jako kandydat do rady dzielnicy z programem, nad którym nie musiał długo myśleć, bo problemy mieszkańców znał doskonale z wcześniejszych spotkań. Najważniejsze były potrzeby osób starszych, które pozostawione same sobie, nie radziły sobie w codziennym życiu oraz brak miejsc związanych z kulturą (wtedy Praga-Południe była kulturalną pustynią). Po wygranych wyborach Ryszard Kalkhoff nie zapomniał o tym, co obiecywał mieszkańcom. Dzięki jego pomysłowi i uporowi w działaniach, do dzisiaj seniorzy mogą korzystać z domu dziennej opieki przy ul. Walecznych 59. Jak podkreśla jednak, sam nie zdziałałby nic, bo w samorządzie najważniejsze to mieć obok wianuszek przychylnych ludzi, a w tym przypadku ogromne wsparcie było ze strony OPS.
Drugi z punktów wyborczego programu też zrealizowano – z inicjatywy Ryszarda Kalkhoffa powstało Centrum Promocji Kultury, a później jego filie m.in. PROM Kultury Saska Kępa. Przy tym projekcie od początku pomagała mu Marzena Koraszewska i jak mówi, to był ich wspólny pomysł.
Ryszard Kalkhoff to radny, który (z przerwą) przez cztery kadencje działał w praskim samorządzie. Dzisiaj trudno wymienić jego wszystkie pomysły, zasługi i działania. Autorskim projektem, który pokochali wszyscy, jest też Konkurs Piosenki Francuskiej, który w tym roku ma jubileuszową 10. edycję. Epidemia pokrzyżowała plany i nie odbędzie się on w tradycyjnej formie, ale Pan Ryszard robi, co może, aby właśnie z okazji okrągłej rocznicy ten wyjątkowy muzyczny przegląd jednak się odbył. Tym razem w formule online w PROM-ie na Saskiej Kępie.
W ciągu 30 lat istnienia „Mieszkańca” współpracowaliśmy z Ryszardem Kalkhoffem, działaliśmy na rzecz mieszkańców – on w samorządzie, my na łamach naszej gazety i dlatego nie wyobrażamy sobie, aby właśnie w tym, jubileuszowym numerze, zabrakło opowieści o Nim – Zacnym Mieszkańcu. Dziękujemy za wspólne lata i mamy nadzieję na wiele kolejnych, równie ciekawych chwil!!!