Smuteczki

Przy takiej pogodzie kupcy, którzy mieli swe stoiska w części nazywanej dumnie Centrum Handlowym, to prawdziwi królowie życia. Podobnie w pawilonach po drugiej stronie bazaru. Tak naprawdę są to sklepy w kontenerach. Mają drzwi, własne ogrzewanie, niektóre nawet klimatyzację.
Co innego tacy jak Eustachy Mordziak, właściciel straganu z damską bielizną. Ci handlowali na powietrzu, choć pod dachem. Na głowę im nie kapało, ale inne nieprzyjemności pogodowe już ich nie omijały. Tego dnia tak właśnie było – Eustachy był zmarznięty jak diabli.

– Jest pan, panie Kaziu – ucieszył się na widok swojego znajomego, emeryta Kazimierza Główki, z którym lubił pogadać.

– Co mam nie być? Choć powiem panu, że rzeczywiście, gdy codziennie rano budzę się, to jest to jednak jakaś miła niespodzianka. – Jeszcze raz się udało, myślę sobie, gdy sięgam po okulary. Dla kogoś w moim wieku znalezienie okularów, to warunek udanego dnia.

– A co mają okulary do udanego dnia?

– Bardzo dużo, panie Eustachy. Po pierwsze można rozejrzeć się dookoła – zawsze to jakaś radość, że wszystko jest na swoim miejscu. A poza tym, jak człowiek znajdzie okulary to i sztuczną szczękę wypatrzy, aparat słuchowy i tak ukompletowany może dziarsko wchodzić w nowy dzień.

– Niech pana, panie Kaziu! Chciałbym mieć w pańskim wieku pańskie poczucie humoru.

– A czym pan się martwi? Kraj kwitnie, sam słyszałem, jak pan premier się
cieszy.

– I ja wierzę, że wszystko się jakoś ułoży. Wie pan z reformami jest jak z jazdą tramwajem. Z pozoru tłok jest taki, że szpilki nie wciśnie, ale jak tramwaj ruszy, pokolebie się ciut na szynach, wszystko się w środku utrzęsie i każdy znajdzie swoje miejsce.

– Mówi pan o tramwajach w PRL? Tylko nawet wtedy zawsze znalazł się ktoś, kto się nie załapał. Chwycił się drążka, stanął jedną nogą na stopniu albo na „cycku”… Też niby jechał do przodu, ale życiem ryzykował. Niejeden spadł pod koła albo głowę o słup rozbił.

– Tego się boję. Człowiek niby handluje, ale dni są takie, że pies z kulawą nogą nie zajrzy. A wie pan, ile ja w tym miesiącu zarobiłem? 700 złotych.

– Tu, na tym handlu?

– Otóż bynajmniej. W nocy obudził mnie dźwięk alarmu w samochodzie. Wybiegłem na zewnątrz i okazało się, że jakiś typ uderzył w auto. Bez słowa wyjaśnienia dał mi 500 zł. Zapytałem, czy jest pijany. Dał mi jeszcze 200 zł.

– I starczyło panu na naprawę?

– Nie wiem, to nie było moje auto.

Szaser



 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content