Święta w masce

– Niby są bazie, zajączki, kurczaczki, na straganach palemki, koszyczki – niby jest wszystko, a świąt jakby nie było, co Panie Eustachy? Też ma pan takie odczucie?

Kazimierz Główka, emeryt, westchnął smutno, siadając na swoim ulubionym zydelku koło straganu kupca bieliźnianego Eustachego Mordziaka. Bazar na pl. Szembeka żył swoim życiem. Niby normalnym, przedświątecznym, a jednak dalekim od tradycyjnego.

– Nie do takich świąt jesteśmy przyzwyczajeni, to fakt. Najgorsze, że atmosfery nie ma. Przecież święta, panie Kaziu, to nie tam ta cała szynka czy jajka. To atmosfera właśnie. Rodzina wreszcie przystaje w biegu, nie spieszy się nigdzie, schodzi się przy jednym stole. Znowu jest razem w tym coraz bardziej zwariowanym świecie. Możemy się przytulić, poczuć nawzajem, podziwiać dzieci i wnuki, że tak rosną… Święta, to życie, panie Kaziu.

– A wie pan, że mam podobne myśli. I poczucie, że ta zaraza, co nas prześladuje, ograbia nas z czegoś bardzo cennego. Jeszcze rok temu, to może i dla niektórych była jakaś atrakcja: siedzimy w domu, jakiś wirus lata w powietrzu, więc go nie wpuszczamy i co nam zrobi?… Tymczasem rok minął, a ludziska mrą dalej jak muchy.

– Podobno u nas najwięcej?

– Nie najwięcej, ale prawie. W każdym razie dużo.

– Co to za święta w tych domach teraz?

– No… A z drugiej strony, jakbyśmy odwracali od tego nieszczęścia głowy. Jakbyśmy sami siebie chcieli przekonać, że nas to nie dotyczy, że my jesteśmy nieśmiertelni.

– Oj jesteśmy, jesteśmy. Nie dalej jak wczoraj mój sąsiad pożegnał się z tym światem. Przez Covida… Z tego, co przez telewizor mówią, to idzie ku gorszemu.

– W każdym razie żartów nie ma.

– Ale ludzie dalej lekceważą zagrożenie.

– Może to rodzaj samoobrony? W ten sposób odpychamy od siebie strach? Ja to bym raczej tak to rozumiał. Do ludzi zaczyna docierać, że żartów nie ma.

– A propos żartów, to nie przesądzałbym, żart jest też formą obrony przed strachem. Żartowano nawet podczas wojny, kiedy naprawdę nikomu do śmiechu nie było.

– A słyszał pan jakiś żart o Covidzie?

– Oczywiście. Na przykład ten:

Świąteczny obiad. Zygmunt rezygnuje z rosołu, od razu prosi o drugie danie. Bierze do ust pierwszy kęs. Żuje, żuje, żuje…

– Coś łykowaty ten kotlet – marudzi.

Żona wysyła mu zatrute spojrzenie znad swojego talerza:

– Zygmunt, ty maskę zdejmij…

Szaser



 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content