Emi
Kazimierz Główka przysiadł jak zwykle przy straganie bieliźniarskim swojego kolegi Eustachego Mordziaka.
– Witam, panie Kaziu! Jak zdrówko?…
Długo jednak nie pogadali, bo ich uwagę przyciągnęły dwie klientki, które przerzucając koszulki, staniki i majtki dyskutowały zawzięcie o jakiejś Emi.
– Czytała pani?
– Oczywiście! Co to się dzieje? Żeby tak na zimno ludzi oczerniać…
– O czym pani mówi?
– No, o tej Emi, co to z tym wiceministrem ten, tego… No wie pani, na ludzi różne świństwa pisała w Internecie. Ten wiceminister jej podpowiadał i haki dostarczał.
– To, co ona winna, jak jej kazali?
– Też tak uważam. Ale mój stary mówi, że w tym ministerstwie trzeba by wszystko wyczyścić. Do zera.
– E, powiem pani, że na polityce to się nie znam. Mnie tylko o tę biedną Emi chodzi. Że ją te chłopy w to wszystko wciągnęli.
– Bo my, kobiety, łatwowierne jesteśmy.
– A to przez to, że od dziecka pragniemy miłości. Łakniemy ciepła, czułości, oddania… Jak kania dżdżu. Tylko, że potem następuje na ogół proza życia.
– Faktycznie, coś w tym jest. Jak byłam małą dziewczynką, miałam misia, ale chciałam chłopaka. Jak miałam chłopaka, chciałam męża… Do dziś się nieraz zastanawiam, co mi się, kurczę, w tym misiu nie podobało?!
– Nie pani jedna. Ale ja już nie jestem łatwowierna, taka, co to na każde kiwnięcie leeeci do tego męża… Niech czeka. Może się doczeka.
– A co – dokucza pani?
– Nie, w sumie dobry człowiek jest. Modliłam się o dobrego męża, to mam. A on się nie modlił, to ma, co ma, proszę pani.
– No, tak. Ale my kobiety mamy w sobie coś takiego, co każe nam wierzyć za każdym razem od początku. To w genach jest, czy co?
– I chyba tak samo miała ta Emi? Ona ma męża, ale wpadł jej w oko jeden taki. Też sędzia, jak ten wiceminister. Młody, dobrze zbudowany…
– Skąd pani wie, że dobrze zbudowany?
– Bo proszę pani, poza tym, że ona tych wrogów wiceministra załatwiała, to z tym młodym korespondowała prywatnie. I raz on jej swoje zdjęcie posłał. Nagusieńkie. Jak go pan Bóg stworzył.
– A to świnia!
– Czy ja wiem… W sumie niczego sobie. I pisał jej takie różne, że pod prysznicem i w ogóle…
– I tej Emi to się w sumie podobało, co nie?
– Do czasu proszę pani, do czasu, gdyż okazało się, że jej mąż jakąś flamę na boku ma. Ona zarobiona przy tym komputerze, a ten cham się puszczał w tym czasie!
– A to cham?!
– No i rozwód. Bo jak inaczej.
– Ale co biedna kobieta zrobi? Przecież on ją zniszczy.
– Nie tak łatwo! Kobieta jest pokrzywdzona? Jest! Upokorzył ją zadając się z drugą? Upokorzył. No, to adwokat już będzie wiedział, co mówić. A właściwie adwokatka, bo to kobieta jest. I sędzia też będzie kobieta, bo tak ze statystyki wynika. Policz sobie pani: pokrzywdzona, adwokatka, sędzia! A on jeden… Posiekają go na kawałki. Odechce mu się kochanek.
– Odzwyczai się?
– Na bank. Mój Marian zawsze po seksie palił papierosa. Pomalutku, pomalutku i też się odzwyczaił…
Szaser