Gżegżółki w googlach
– Witam, panie Eustachy. Widzę, że pan do figury…
Pan Kazimierz Główka, emeryt i stały bywalec bazaru na placu Szembeka nawiązał w ten sposób do niezwykłej o tej porze roku pogody.
– Jak żyję, panie Kaziu takiego upału na Wszystkich Świętych nie pamiętam – co mówiąc Eustachy Mordziak, kupiec bieliźniany z tegoż bazaru, kolega pana Kazimierza, przysunął mu taborecik, na którym pan Kazimierz zwykł siadać na chwilę. – Różne pogody pamiętam, ale takiej nie.
– No, porobiło się… Kiedyś na Święto Zmarłych żywi wyciągali z naftaliny karakuły, wydry, pelisy, a teraz – każden jeden byle jaką kurteczkę na grzbiet wrzuci i gotów. Nawet parasola nie potrzeba. Najgorzej powiem panu, to kobity chyba cierpią. Przecież tego dnia po raz pierwszy w sezonie można było lisy założyć, żeby sąsiadce oko zbielało, nowe kozaczki. Co z tego, że za ciasne, że krew w nogach staje – niech patrzy i zazdrości jedna z drugą…
– Czasy się zmieniają, ale święto trwa. I dobrze, powiem panu, panie Kaziu. Choć z drugiej strony – komercjalizuje się, jak wszystko.
– No, na to już nic nie poradzimy. Niby wszystko wokół się zmienia, ale jakoś tak wychodzi, że na końcu wszystko jest takie samo. Kwiaty na groby, lampki – jak z tej samej fabryki. A i za życia stajemy się coraz bardziej do siebie podobni. Mieszkamy w podobnych mieszkaniach, jeździmy podobnymi samochodami.
– Ostatnie, co nas jeszcze odróżnia to język chyba?
– Czy ja wiem…
– No, nie – jednak tak. Język nas wyróżnia.
– Coraz mniej. Bardzo mi przykro, ale coraz mniej. Angielski wciska się każdą szczeliną… Taki przykład: żali się jeden gość w Internecie na cierpienia, jakie mu zadaje praca w ważnym urzędzie. „Ewaluacja projektu” zamiast ocena projektu, „zwalidowanie lub nie produktu”, jakby nie można – zatwierdzenie lub niezatwierdzenie, „benchmarking” zamiast porównania, „research”, zamiast „badań”… Drugi mu na to: – Się chłopie przyzwyczajaj, pójdziesz do korporacji to będziesz rozwiązywał kejsy, chodził na kole (od call) z klientem, na meetingi, będziesz czejsował (chase) ludzi, jak ci nie będą na maile (mail) odpowiadali, będziesz maile forłardował (forward)…
– Daj pan spokój! Co to jest?
– Coraz częściej mowa nasza ojczysta najkrócej mówiąc…
– W życiu! Nikt tak nie mówi!
– Może tu, na bazarze. Choć, jak pan słyszy słowo „komórka”, to co pan ma na myśli, panie Eustachy?
– No, jak to co – telefon, rzecz jasna.
– A widzi pan. A przecież „komórka” to zawsze było pomieszczenie gospodarcze na różne graty.
– Kurde, to co będzie? Gdzie ten nasz język się podzieje?
– W skansenie.
– Znaczy?
– W testach na przykład, zagadkach, śmiesznych poleceniach w konkursach ortograficznych – wiesz pan, żeby publikie zabawić.
– Na przykład…
– Na przykład taka zabawa w ortografię zapomnianego języka. Polskiego znaczy:
Dżdżystym rankiem gżegżółki i piegże, zamiast wziąć się za dżdżownice, nażarły się na czczo miąższu rzeżuchy i rzędem rzygały do rozżarzonej brytfanny.
– No i co?
– No i weź pan to napisz bezbłędnie.
– Ja pierniczę!… Muszę do googla zajrzeć, inaczej nie da rady…
Szaser