Świat prawdziwy
– Nie… No jest ruch w interesie, panie Eustachy – rzekł podając rękę panu Mordziakowi, Kazimierz Główka, emeryt.
Pan Mordziak o nic nie pytając, wskazał koledze zydelek, na którym lubił on przycupnąć za każdym razem, gdy zaglądał tu na pogawędkę.
– Faktycznie, ruszyło się trochę. Oby jak najdłużej.
– Moim zdaniem, jak ruszyła kawiarnia w holu i jest kawa z szarlotką, znakiem tego, że i koronawirusowi radę daliśmy.
– Jeszcze nie całkiem, ja bym jeszcze zwycięstwa nie otrąbiał.
– Fakt, ale da się już jakoś żyć. Zresztą nasz bazar, czyli życie po prostu, już wcześniej toczyło się swoimi koleinami.
– Życie?
– Tak, życie. Pan tu jest ciągle, to pan może tego nie zauważa, ale bazar jest takim miejscem, gdzie ludzie są najbardziej sobą. Tu nie tłumią emocji, w stosunkach między sobą są szczerzy, łatwo też na sobie się nawzajem poznają. Tu nie ma przypadków. Są tacy kupcy, u których kupuje się, bo chce się przy okazji z nimi porozmawiać i są tacy, do których się idzie, jak już jest mus. Jak czegoś na całym bazarze nie ma, a u takiego mruka jednego z drugim jest, to człowiek zaciska zęby i idzie do mruka.
– Ale bywa panie Kaziu, że człowiek, który jest na ogół życzliwy innym, dzień słabszy ma. Wtedy wygląda mrukowato, ale w rzeczywistości to dusza chłop.
– No, tak. Ja wiem, może przesadzam, ale w moim wieku ma się jednak dosyć swoich kłopotów, żeby wnikać w cudze.
– O, kłopotów, to ludziom nie brakuje. Od miłosnych po egzystencjalne, że tak powiem.
– Miłosnych.
– A tak. Przychodzi do mnie pani, która wypłakuje mi się w mankiet, że mąż ma do niej pretensje, że nie jest dosyć dobra w łóżku. – Tylko, że on już dawno zapomniał, co to w ogóle znaczy, mówi mi. – Jemu się zdaje, że być dobrym w łóżku, oznacza nie chrapać i nie kraść kołdry. A ja niby ją z niego ściągam…
– No, tak. Na to bym nie wpadł, panie Eustachy. Ale to też jest pouczające w kwestii ludzkich rozterek.
– Albo przychodzi do mnie młoda mama i mówi: Taka zmęczona jestem, że ledwo stoję na nogach. Mówię panu, panie Eustachy: wstaję rano, robię sobie kawę, a wieczorem siadam i spokojnie ją sobie wypijam…
– I pan się dziwi, panie Eustachy, że ludzie mają poważne problemy z wytłumaczeniem sobie zjawisk tego świata? Zapracowani, zagonieni, nie mają czasu w nic się podrapać… A jeszcze przecież zarobić trzeba – na mieszkanie, na jedzenie, na ratę kredytu.
– Nie dziwię się panie Kaziu. Ani trochę. Nawet rozumiem. Gdy podszedł do mnie razu pewnego pewien gość na bańce i powiedział: – Panie, do czego ten naród doszedł? Żeby ręce myć wódką?! – to dobrze wiedziałem, co go gnębi…
– Mówiłem panu. Bazar to jest jednak inny świat. Prawdziwy.
Szaser