Robert Janowski
Urodził się w Inowrocławiu. Od najmłodszych lat interesował się muzyką. Rodzice chcieli ułatwić mu rozwój pasji i zapisali go do szkoły muzycznej I stopnia, gdzie uczęszczał do klasy fortepianu. Zaprocentowało to na przyszłość, bo dziś Robert Janowski to znany i ceniony polski muzyk, poeta, autor tekstów, dziennikarz muzyczny, a także prezenter telewizyjny.
Swojego dzieciństwa nie wspomina niestety z sentymentem. Ze smutkiem wraca do tamtych lat. Wszystko przez rozwód rodziców. Miał 11 lat, gdy dwie najbliższe jego sercu osoby postanowiły się rozstać. Z ojcem, pilotem wojskowym, nigdy nie miał bliskiego kontaktu. Z jednej strony bardzo mu imponował, bo bycie pilotem to marzenie wielu chłopców, ale z drugiej – cały czas dotkliwie mu go brakowało.
– Nawet gdy był z nami, to tak, jakby go nie było – wyznaje Robert ze smutkiem.
Ojciec nie siadał z rodziną do posiłków, nie było wspólnych zabaw ani wygłupów. Cały czas izolował się od rodziny.
Po rozstaniu nic się nie zmieniło. Nie płacił alimentów, nie interesował się rodziną, choć mieszkał niedaleko, bo na sąsiednim osiedlu. Dla Roberta była to szalenie trudna i przykra sytuacja. Aby tak bardzo tego nie przeżywać postanowił zająć się swoimi pasjami.
Już w wieku trzynastu lat zaczął występować na teatralnych deskach. Na scenie czuł się jak ryba w wodzie. Mijały lata, zdobywał doświadczenie. Przyszedł czas na wybór studiów. Był on dla wszystkich sporym zaskoczeniem, bo Robert zdecydował się na wydział weterynarii na warszawskiej SGGW. Był ambitny, więc dawał sobie radę, ale przez cały czas studiów ciągnęło go w artystyczną stronę.
Pierwszym poważniejszym zetknięciem się ze światem muzyki był udział w rock-musicalu „Kompot”. Napisał i skomponował do niego muzykę, a także zagrał główną rolę. Zaczął występować z „Zoo” oraz „Oddziałem Zamkniętym”. Szybko jednak zrozumiał, że chce działać na własny rachunek i występować solo.
Plany te musiały jednak poczekać, bo dostał kolejną propozycję nie do odrzucenia. Zaproponowano mu główną rolę w musicalu „Metro” w reżyserii Janusza Józefowicza. Zaczął pracować również przy kolejnych przestawieniach reżysera, m.in. przy „Do grającej szafy grosik wrzuć” oraz „Do grającej szafy grosik wrzuć 2”.
Na brak propozycji nie mógł narzekać. W kolejnych latach grał tytułowe role w „Sztukmistrzu z Lublina” i w „Hamlecie” w warszawskim Teatrze Dramatycznym.
Nie zapominał jednak o swoich marzeniach i solowej karierze. Na ich realizację musiał jeszcze trochę poczekać, bo jego debiutancka płyta „Co mogę dać” na sklepowych półkach pojawiła się dopiero w 1994 roku. Ale warto było tyle czekać. Album okazał się strzałem w dziesiątkę. Zajmował pierwsze miejsce w plebiscycie Muzycznej Jedynki przez osiem miesięcy. Wydane później płyty również cieszyły się popularnością.
Następnie piosenkarz zniknął ze sceny. Skupił się na innej działalności. Napisał cztery tomiki poezji: „Lustra”, „Głosy”, „Noce” „Pragnienia”. Spróbował również aktorstwa. Grał na dużym i małym ekranie. Zaczął również prowadzić w telewizji publicznej teleturniej „Jaka to melodia?”. Robi to po dziś dzień. I nie da się ukryć, że rola prezentera przyniosła mu największą popularność.
Prywatnie życie Roberta nie było tak poukładane.
Miał trzy żony. Z pierwszego małżeństwa ma dorosłego już syna Makarego, z drugiego, z Katarzyną Dańską, dwie córki. Tola i Aniela, po rozwodzie rodziców chciały zamieszkać z ojcem. Musiał o to walczyć w sądzie, ale ostatecznie, po wyczerpującej batalii, sąd podjął właśnie taką decyzję.
– To, że dzieci tak wybrały, to moje największe życiowe osiągnięcie – mówi. Ważniejsze niż zawodowe sukcesy, Wiktory i Telekamery.
Podkreśla, że był i jest ojcem zaangażowanym, a dzieci wiedzą, że nikt, ani nic, nie może zająć ich miejsca. Już dawno temu postanowił, że jego dzieci zawsze będą go miały.
– Obietnica dotrzymana. Jestem najlepszym ojcem, jakim potrafię być – mówi.
Trzecią jego żoną jest Monika Głodek. Robert stracił dla niej całkowicie głowę. Kiedy ją spotkał, zakochał się w niej jak wariat. A że był facetem po pięćdziesiątce, wiedział doskonale, co to miłość. Dzisiaj już nie wyobraża sobie życia bez Moniki. Para wzięła ślub kościelny, bo jej bardzo na tym zależało.
– Jesteśmy wierzący, kochamy się i to było dla nas bardzo ważne. Poza tym marzyłam o białej sukni i welonie. Nawet za cenę tego, że spotka się to z krytyką – powiedziała w jednym z wywiadów obecna żona Roberta.
Marzenie Moniki spełniło się. W kościele w Kazimierzu Dolnym, w białej sukni z welonem, przyrzekała Robertowi miłość i wierność. Były to magiczne, niezapomniane chwile. Cztery lata po ślubie nic się nie zmieniło w ich uczuciu. Mieszkają razem na warszawskim Ursynowie, pielęgnują swoją miłość, są ze sobą szczęśliwi i mają nadzieję, że już zawsze będzie tak pięknie, jak jest teraz. Córki cieszą się z wyboru ojca i wszyscy tworzą kochającą i wspierającą się rodzinę.