Trzeba było słuchać
– Jakiś pan dziwny jest, panie Eustachy…
Eustachy Mordziak, kupiec bieliźniany na bazarze na pl. Szembeka rzeczywiście zachowywał się nietypowo. Głowę jakby miał wciśniętą między barki, zadartą do góry, oczy rozbiegane.
– To pan nic nie wie – zapytał pana Kazimierza Główkę, swojego kumpla, stałego tu bywalca.
– Co niby mam wiedzieć?
– No, że kampania wyborcza jest. Czas dla normalnych ludzi niebezpieczny.
– Co pan opowiada?
– Nie to, żebym się bardzo bał, ale niepokój pewien czuję.
– A czym on jest spowodowany?
– Obawiam się, że w głowę dostanę.
– Po głowie, chyba? Co prawda, to prawda – po wyborach zawsze jest tak, że jedni się cieszą, a drudzy tracą posady, apanaże, a co najgorsze – możliwości.
– Ja boję się czego innego. Tyle te partie obiecują, takie widoki przed nami rozściełają, że nie wiem, czy Ameryka by to wytrzymała? Miliardy fruwają w powietrzu jak dzikie kaczki.
– Lepiej inne ptactwo przywoływać, panie Eustachy.
– Niech panu będzie. W każdym razie to jest taka kasa, że jakby rzeczywiście człowiekowi na głowę spadła, to krzywdę może zrobić. Dlatego uważać trzeba. A druga sprawa – skąd ją brać?
– Od pana na przykład, panie Eustachy. Żeby dołożyć do socjalu temu nygusowi – o tam, widzi go pan? Całe dnie tu sępi, aż trafi się jakiś głupi i da mu dwa złote na odczepnego. Na piwo, znaczy się… No więc, żeby on lepiej się poczuł, to ktoś musi za to zapłacić. Między innymi pan. Podniesie się panu podatek, składkę zdrowotną albo wymyśli się coś nowego, ale to pan na tego nygusa będzie musiał wyłożyć swoją kasę.
– To co robić?
– Nic. My nic nie możemy zrobić, to nam mogą coś zrobić.
– Ale jak się bronić?
– Są dwa wyjścia: albo iść na wybory i dobrze wybrać…
– Znowu mam zagłosować za „ciepłą wodą w kranie”?
– Owszem była ciepła woda i każdy ją miał. Dziś już nie każdy, bo nie każdego stać. A drugie wyjście – nieruchomości.
– Co proszę?
– No jak ma pan coś odłożone, to ziemię kupić na przykład. Jak pani premierowa – znowu dokupiła, tym razem nad samym morzem. Obrotna kobieta, warto ją naśladować.
– Ale skąd ja mam na to brać?
– Biznesmen pan jest. Nie słyszał pan? Prezes przestrzegał, że jak ktoś nie radzi sobie w obecnej rzeczywistości gospodarczej, to nie nadaje się do interesów. Trzeba było słuchać.
Szaser
Co tam panie na Pradze
Warszawski Lokalny Portal Informacyjny Mieszkaniec