Tulipany

– Gdy żółto na bazarze – wiosna ze słońcem jadą w parze… Witam panie Kaziu, witam. Wiosna za pasem, zauważył pan?

– Nie bardzo. Zimno, wieje, deszcz pada – gdzie ta wiosna panie Eustachy?…

Przywitanie obu kolegów – Kazimierza Główki, emeryta, stałego bywalca bazaru na pl. Szembeka i Eustachego Mordziaka, kupca miejscowego, jak zwykle było serdeczne i przyciągało chwilową uwagę przygodnych gapiów.

– No, tak – ciepło nie jest i faktycznie pada, ale przecież człowiek całym sobą czuje, że zima gaśnie. Jeszcze trochę wierzgnie, jeszcze kwiknie, ale ona sama chyba wie, że to koniec…

– A ten wierszyk, co go pan wygłosił, to jakieś miejscowe przysłowie?

– Miejscowe, czyli nasze, bazarowe. Sam wymyśliłem, nie chwaląc się.

– A dlaczego „żółto”?

– Od tulipanów. Jak się zaczęło na Dzień Kobiet, tak z każdym dniem jest u nas coraz bardziej kolorowo. Ale najwięcej jest jednak żółtych tulipanów. Wszędzie stoły z nimi porozstawiane. Handlarek zatrzęsienie. Zwłaszcza w soboty.

– W soboty, to ja staram się bez potrzeby na bazar nie przychodzić, bo przejść się nie da. Ale w minioną sobotę byłem. I wie pan co zauważyłem? Że choć faktycznie tych straganów z kwiatami dużo, to właścicieli mało. Coś mi się wydaje, że to jedna, góra kilka osób wykupiło miejsce, wynajęło kobiety do sprzedawania i handlują, jak jakiś Lidl, albo inne Auchan.

– Miejsce wykupili, znaczy handlować mają prawo. Nikt im zabronić nie może. Powiem panu jednak, jako zainteresowany, że dla nas – starych kupców, nie ma to specjalnego znaczenia. Na bazarze są inne zwyczaje. Tu się ludzie znają. Klienci mają swoich ulubionych sprzedawców, swoje stragany, do których najchętniej chodzą i nie tak łatwo ich podebrać.

– Coś w tym jest. Ja na przykład tulipany czy inne kwiaty, kupuję tylko u pani Marysi.

– U tej, co teraz handluje w kwiaciarni na rogu Gdeckiej i Zamienieckiej? Znam ją – od lat z mężem tu stoją. Jeszcze kiedyś z chodnika kwiaty sprzedawali.

– U tej samej.

– Taki pan wierny? Jak w małżeństwie.

– A to dobre porównanie. W Ameryce znany jest niejaki Russell J. Larsen, facet, który zasłynął inskrypcjami na swoim nagrobku. Jedna, to pięć zasad dla mężczyzny, który pragnie, aby jego życie było szczęśliwe. 1. Ważne jest, aby mieć kobietę, która pomaga w domu. Gotuje od czasu do czasu, sprząta, ma pracę; 2. Ważne jest, aby mieć kobietę, która sprawia, że się śmiejesz; 3. Ważne jest, aby mieć kobietę, która ci ufa i nigdy nie kłamie; 4. Ważne jest, aby mieć kobietę, która jest dobra w łóżku i lubi być z tobą; 5. I bardzo ważne, żeby te cztery kobiety nie znały się, bo możesz skończyć martwy, tak jak ja.

– Życiowe, nie powiem. Swojej Krysi jednak nie powtórzę. Na wszelki wypadek. Ale powiedział pan, że zasłynął z „inskrypcji”. To jest i druga?

– Jest: Kochałem w życiu piękne konie i piękne kobiety. Mam nadzieję, że po mojej śmierci moja skóra przyda się do zrobienia damskiego siodła…

– Powiem panu, panie Kaziu, że ja jednak pozostanę tradycjonalistą i kupię Krysi tulipany. Sprawienie jej siodła z mojej własnej skóry byłoby po pierwsze przedwczesne, a po drugie zbyt bolesne. Mimo wszystko…

Szaser

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content