Tylko dzieci żal…
– Panie Eustachy, pan ciągle na posterunku? – Kazimierz Główka, emeryt i stały bywalec bazaru na pl. Szembeka, lekko sapiąc przysiadł na swoim ulubionym zydelku obok straganu bieliźniarskiego, który prowadził jego kolega, kupiec miejscowy Eustachy Mordziak.
– Cóż robić? Może później wyjedziemy gdzieś nad wodę…
– Chorwacja, Bułgaria, Malediwy?… A może macie tyle kasy, że możecie szarpnąć się na Kołobrzeg?
– Pan, jak wyczuwam, jaja sobie robi.
– No, skąd? Co pan?
– Dobra, dobra. Już ja pana znam. I powiem panu tak: to, że handluję majtkami z Tajlandii czy koszulkami z Wietnamu, wcale jeszcze nie znaczy, że nie wiem, co z forsą robić. Przez ten covid, to tak żeśmy w tyłek dostali, że szkoda gadać. A że nad morzem w tym roku jest drogo, też słyszałem. Co roku zresztą to słyszę i co roku ludzie jakoś wyjeżdżają. Owszem, często na kilka dni, na weekend, ale jak ktoś bardzo chce, to każdy dla siebie coś znajdzie. To jak z bielizną na moim straganie – czy kobitka szczupła jest czy przy kości, żadna nie odejdzie z gołą, że tak powiem, ręką. To tylko kwestia ceny. Tak samo jest z wczasami. Masz, to mieszkasz w najlepszym hotelu, masz mniej – znajdziesz coś tańszego albo zgoła pole namiotowe. Podobnie z wyżywieniem.
– Nie bardzo się zgodzę, panie Eustachy. Nie każdego już stać na dobry obiad. Sąsiad był, to widział.
– Bez przesady, głodny nikt nie chodzi.
– Jednak stówka za rybkę z frytkami, to przesada.
– Może, ale wszystkiego, to my nie wiemy. Ile kosztuje kelner, kucharz, sprzątaczka? To fajnie ogląda się z zewnątrz.
– Może i tak, ale jest coś, czego mi jednak żal.
– Czego?
– Dzikich plaż. Było tak pięknie – wydmy, sosny powyginane na wietrze, trawy ostre jak brzytwa. A teraz apartamentowce prawie że w morze wchodzą. Też ładne, ale tamto bardziej mi się podobało.
– A to drugie?
– Dzieci. Wie pan, na plaży zawsze było słychać śmiech i krzyki dzieci. A i po ulicach Rowów, Jastarni, Mielna czy Międzywodzia kroczyły w parach chłopcy i dziewczynki, wszyscy opaleni, roześmiani, pod opieką. Teraz ich nie widać. Są tylko te z rodzicami. To zaś znaczy, że jak rodziców nie stać na wakacje, to dzieciak też w domu siedzi. Kiedyś, nawet jak ojciec i matka pieniędzy nie mieli, to jednak dzieci nogi i tyłki w Bałtyku mogli pomoczyć. W tym wypadku było lepiej, a jest gorzej, niestety.
Szaser