W nagłej potrzebie, czyli “Mamo, gdzie jesteś?”

Plakat propagandowy

Tylko trzy lata dzielą nas od 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej. Zdążyła już obrosnąć legendą. Nazwana została przez Lorda D’Abernona osiemnastą najważniejszą bitwą w dziejach świata. Z kolei przez przeciwników Józefa Piłsudskiego „cudem nad Wisłą”, bo przecież odmawiano mu prawa uznania, że to jego strategiczne myślenie przechyliło szalę zwycięstwa na stronę Polski. W tej bitwie, jak w wielu innych zrywach narodowościowych, poległ kwiat polskiej młodzieży.

W PRL nie wolno było o niej mówić. Fetowane w 20-leciu zwycięstwo, którego datę uznano za Dzień Wojska Polskiego, stało się przekleństwem dla wielu jego uczestników. Większość oficerów poległych w Katyniu, Charkowie i Miednoje to uczestnicy wojny polsko-bolszewickiej. Tak Stalin mścił się za przegraną.

Prawie sto lat, to na tyle dużo, by wspomnienia tych, którzy wtedy walczyli odeszły do historii. Rzadko kto z nas rozmawiał z uczestnikiem bitwy. Rzadko kto słyszał relacje świadków. Ale od czego archiwa. W tych zdarzają się takie wspomnienia, choć przez lata skrzętnie były ukrywanych w pamiętnikach, których druk w PRL był niemal niemożliwy. Co można w nich wyczytać?

Przede wszystkim jaki panował głód:

Nie było czasu na posiłek. Żołnierze nic nie mieli w ustach przez cały dzień” – pisał ochotnik Błażejewski z 2 batalionu 2 pp.

Wróg nacierał z zaciętością, bo Błażejewski relacjonował:

„Kompanie nie raz musiały cofać się pod naciskiem bolszewickiego ataku. Widziałem jak upadający ze zmęczenia lub leżący na ziemi ochotnik na sygnał naszego szturmu rzucał się jak nieprzytomny naprzód z bagnetem w ręku odzyskując siły po prostu cudem”.

Szczególne wrażenie robiło cierpienie rannych najmłodszych uczestników walk, którzy do wojny poszli nieprzygotowani, kierując się porywem serca i miłością do Ojczyzny, która dopiero co odzyskała niepodległość po 123 latach niewoli.

Polska piechota w drodze.

Anna Kamieńska – jedna z sanitariuszek, która pracowała w założonym przez Helenę Paderewską, żonę pianisty i premiera Jana Paderewskiego szpitalu Polskiego Białego Krzyża pisała:

„Nawała bolszewicka przyszła jak wiadomo nagle.(…) W czwartek od rana zaczęły strzały armatnie grzmieć coraz donioślej, nieprzyjaciel zbliżał się do wrót Warszawy, biuletyny wojenne przynosiły coraz czarniejsze wieści. W piątek rano dostałyśmy rozkaz opróżnić szpital, gdy strzały armatnie zaczęły już dolatywać w okolicach Pragi. Ranni przybyli z okolic Radzymina mówili, że bolszewicy na pewno koło soboty wejdą do Warszawy. Rozeszła się wiadomość, że Warszawa została odcięta. Była to jednak pogłoska szerzona przez tchórzów. Wieczorem najciężej ranni zostali wysłani dalej, ale w nocy zaczęła przybywać nowa partia. I gdybyście widzieli, kogo przynosili na noszach; nie starych żołnierzy, ale wprost dzieciaków i wyrostków, wszystko to nawet nie w uniformach, wielu bez butów, z ranami w bardzo wielu wypadkach kłutymi; co znaczy, że ci malcy potykali się już pierś o pierś. Jeden z nich, gdyśmy go położyły na łóżko i zrobiły opatrunek, to pierwsze słowa, jakie wyszły z ust jego były: „Mamo, mamo, gdzie jesteś?”. Z innym chłopakiem, który był uczniem szóstej klasy gimnazjalnej związana jest scena jeszcze bardziej przejmująca, bo gdy na chwilę uzyskał przytomność, zawołał: „Polsko, choć ja umieram, lecz ty będziesz wolna!”. Tak to do walki poszła młodzież gimnazjów i liceów warszawskich, wszystkich warstw społecznych. Młodzież niedoświadczona, nieobyta w krwawych bojach, mając przeciwko sobie żołnierza doświadczonego w bitwach I wojny światowej. Razem z nią ks. Ignacy Skorupka, który dnia 31 lipca w kazaniu powiedział: „Nie minie 15 sierpnia, dzień Matki Boskiej Zielnej, a wróg będzie pobity”.

Śmierć ks. Ignacego Skorupki opisał między innymi Adam Grzymała-Siedlecki korespondent wojenny:

„W tych to bojach, w pierwszym ich dniu, rozpromieniał naród polski bohaterską śmiercią swoją ksiądz Ignacy Skorupka, kapelan z X dywizji.

Jest to chwila ta właśnie, kiedy każdy z bojowników naszych wyczuwa, że na jego czci żołnierskiej spoczęła cześć Ojczyzny, że odeń już tylko zależy, czy padnie Warszawa, czy się ostoi. Wtedy to właśnie młody kapłan, ksiądz Skorupka, na równi ze wszystkimi poczuwa się zesłanym do spełnienia bohaterstwa. Nawdziewa na ramiona znak swojej służby: stułę kapłańską; bierze w dłonie krzyż i – krzyżem tym tylko uzbrojony – wkracza w czołgające się po polu tyraljery. Idzie wyniosły, z krucyfiksem wzniesionym ponad głową, by zewsząd, jak najdalej, widziano, że Chrystus umęczony maszeruje jak prosty żołnierz, z polskimi rycerzami. Przed nim grad kul karabinowych, ulewa z kulomiotów; raz po raz wali przed nim i obok niego szrapnel bolszewicki, granaty wyrywają mu drogę spod nóg, a on – modlitwą i wiarą już uniesiony tam, w górę, do Stwórcy, a tu – jedno już tylko imię, imię Polski mający w pamięci – kroczy, ucieleśniony pomnik heroicznego obowiązku. 

Już jest w kurzawie takiej kul, że nie widać go spoza niej, tylko błyszczy krzyż nad głową jego. Tym, co padają, krzyż ów pokazuje drogę do nieba: tam się za chwilę znajdziecie. Tym, co jeszcze żyją, krzyż księdza Skorupki przypomina, za co walczą. Więc wzrasta nieugiętość obrońców. Za Boga i za Ojczyznę! Podwajają się siły, utysiąckrotnia się ich wola zwyciężenia.

Aż nareszcie kula nieprzyjacielska zabija świętego kapłana. 

Któż podejmie się opisać, co na ten widok powstaje w sercach żołnierzy!? Ile się żądzy zrodziło odwetu, pokarania wroga za ten zgon przejasny?! 

Na okrytym chwałą polu X dywizji pełen nieśmiertelnej glorii pozostał trup księdza Ignacego Skorupki. To miejsce jest uświęcone.”

Polskie wojsko pod Miłosną, sierpień 1920.

Ambasador brytyjski w Berlinie Lord Edgar Vincent D’Abernon podsumował znaczenie Bitwy Warszawskiej następującymi słowami:

„Gdyby Karol Młot nie powstrzymał inwazji Saracenów zwyciężając w bitwie pod Tours, w szkołach Oxfordu uczono by dziś interpretacji Koranu, a uczniowie dowodziliby obrzezanemu ludowi świętości i prawdy objawienia Mahometa. Gdyby Piłsudskiemu i Weygandowi nie udało się powstrzymać triumfalnego pochodu Armii Czerwonej w wyniku bitwy pod Warszawą, nastąpiłby nie tylko niebezpieczny zwrot w dziejach chrześcijaństwa, ale zostałoby zagrożone samo istnienie zachodniej cywilizacji. Bitwa pod Tours uratowała naszych przodków przed jarzmem Koranu; jest rzeczą prawdopodobną, że bitwa pod Warszawą uratowała Europę Środkową, a także część Europy Zachodniej przed o wiele groźniejszym niebezpieczeństwem, fanatyczną tyranią sowiecką”.

Niestety nie na długo. Niektórzy historycy twierdzą, że zarówno wynik tej bitwy, jak i postawa Polaków podczas drugiej wojny światowej oraz wybuch powstania warszawskiego sprawiły, że po 1945 nie zostaliśmy republiką sowiecką tylko osobnym państwem, choć pozostającym pod wpływem ZSRR.

Oprac. Małgorzata Karolina Piekarska

 

 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content