Wielkanoc – najważniejsze katolickie święto

Wielkanoc – najważniejsze katolickie święto

Każde polskie święta niosą ze sobą niepowtarzalny nastrój. Niby są one obchodzone na świecie, ale wyglądają zgoła inaczej u nas. 

Już okres poprzedzający od Niedzieli Palmowej – zwany czasem oczekiwania – ma swój niepowtarzalny urok i nastrój. Nasze święta Wielkanocne kojarzą się nam niezmiennie z kurczaczkami i zajączkami na kartach pocztowych, dekoracjach, plakatach oraz wszelkich akcesoriach i produktach świątecznych. Wyprzedza je sprzedaż gałązek wierzbowych zdobnych w kwitnące biało mechate kwiaty, nazywane baziami. Czasem mają one zabarwienie lekko żółte, który to kolor dominuje w dekoracji świątecznej, m.in. świątecznych bukietów – palemek, złożonych ze wspomnianych już bazi, listków borówek z kolorowymi suchymi trawami.

Jest pewna zasadnicza różnica pomiędzy obchodami świąt przez katolików i protestantów, bo prawosławni są bliscy obchodom katolickim, choć same święta są u nich później. U protestantów wszystkich odmian, a więc ewangelików (augsburskich, reformowanych i metodystów), adwentystów, baptystów i anglikanów, najważniejszy jest Wielki Piątek – dzień śmierci Jezusa Chrystusa na krzyżu. Przeciwnie u katolików, ważna jest Środa Popielcowa, Wielki Czwartek i Wielka Sobota.

W przybranych kirem świątyniach protestanckich w Wielki Piątek jest odprawiane uroczyste nabożeństwo, podczas którego we wszystkich tekstach czytanych przez pastorów przewija się opis chwil poprzedzających śmierć Jezusa i moment samej śmierci, której obwieszczenie kończy nabożeństwo. Z kolei w kościele katolickim, odbywającym się w Środę Popielcową, ksiądz symbolicznie posypuje wiernym głowy popiołem, na znak pokuty. Inna jest już msza święta Wielkoczwartkowa, poświęcona golgocie Chrystusa i jego cierpieniom prowadzącym do śmierci. U protestantów nie ma też „grobów” Chrystusa; nie ma również zwyczaju święcenia pokarmów. Ważne jest jednak to, co łączy, a nie dzieli. A łączy bardzo wiele. Polscy wyznawcy wymienionych kościołów tak, samo jak katolicy przygotowują się do obchodu wiosennych świąt. Gotują jajka w wywarach dla zabarwienia ich skorupek, wykonują pisanki do dekoracji stołu, dzielą się też jajkiem podczas świątecznego śniadania. 


Pierwsza perfekcyjna pani domu

O Lucynie z Bachmanów I-o v. Staszewskiej Ćwierczakiewiczowej (1826-1901), autorce nieocenionych przepisów kulinarnych i porad dla gospodyń, będącej jedną z najpopularniejszych postaci XIX-wiecznej Warszawy, krążyło wiele anegdot. Największą popularność zyskał wydany w 1860 roku potężny tom „365 obiadów za pięć złotych”.

Ćwierczakiewiczowa, była niewiastą bardzo korpulentną. Śmiano się, że gdy wsiadała do dorożki, ta niebezpiecznie trzeszczała. Ponoć najlepiej nawet odżywiony koń aż przysiadał na tylnych nogach, gdy miał ruszyć  z obciążeniem przyrównywanym do kilkuosobowej rodziny. Mimo tuszy Ćwierczakiewiczowa bywała na salonach i w mieszkaniach przeciętnie zarabiających rodzin, a nawet w biednych suterenach, gdzie przybywała z konkretną pomocą dla rodzin nie mających środków do życia. Tych obdarowywała hojnie tym, co sama ugotowała bądź upiekła, nie skąpiła też im datków pieniężnych.

Byli jednak tacy, co się bali niespodziewanych wizyt pani Lucyny. Były to leniwe gospodynie, które  nie potrafiły utrzymać domu w czystości i porządku. Ćwierczakiewiczowa, zjawiwszy się w takim domu, kazała się wprowadzać do salonu, gdzie obejrzawszy wieko fortepianu i dojrzawszy na nim kurz, wypisywała palcem, obciągniętym nieskazitelnie czystą rękawiczką, swoje inicjały. Taka wizyta kończyła się zazwyczaj degradacją towarzyską.

W lutym 1862 r. stało się głośne w Warszawie wystąpienie Ćwierczakiewiczowej podczas nabożeństwa w katedrze, celebrowanego przez nowo wyświęconego, mianowanego przez władze rosyjskie i przybyłego z Petersburga, arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Kiedy arcybiskup po kazaniu bardziej politycznym niż religijnym zmierzał do zakrystii, Ćwierczakiewiczowa, jako gorąca patriotka, przedarła się do arcybiskupa i podniesionym głosem rzuciła na niego, jako na zdrajcę sprawy narodowej, przekleństwo.

Warszawa doceniła jej odwagę, kiedy wiele lat później, 26 lutego 1901 r., żegnała ją tłumnie na cmentarzu ewangelicko-reformowanym w Warszawie.

***

Takie oto meandry kryje nasza historia i warto o tym pamiętać przy wielkanocnym stole, kiedy spotykamy się z całą rodziną i wspominamy czasy minione…

Tadeusz Wł. Świątek, fot. archiwum Mieszkańca



 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content