Za i przeciw pochodom, czyli 1 maja przed wojną

Pochód 1 maja 1936 zorganizowany przez PPS.

W powojennej Polsce aż do 1989 roku dla wielu pochody pierwszomajowe były obowiązkowe. Niby dzień wolny od pracy, ale… stawić się na pochodzie trzeba było i jeszcze podpisać listę obecności. A jak to wyglądało przed wojną? Tego dowiedzieć się można przeglądając międzywojenną prasę. Co innego pisał socjalistyczny „Robotnik”, czyli organ PPS, a co innego np. „Pielgrzym”, czyli pismo katolickie. A lektura pokazuje, że dzisiejsze podziały polityczne nie są niczym nowym.

Przedwojenna prasa, w zależności od zabarwienia politycznego, z pochodów była albo dumna albo je krytykowała. Pisma satyryczne przeważnie pochody obśmiewały. Na przykład satyryczny „Cyrulik Warszawski”, który ukazywał się z podtytułem „goli w każdą niedzielę”.

Zdaniem gazet robotniczych przedwojenne pochody pierwszomajowe były dość tłumne. W zabezpieczaniu ich przed prowokatorami brały udział Milicja PPS. Jak napisano w „Gazecie Robotniczej” z 1934 roku „Każda placówka P.P.S. deleguje na pochód pierwszomajowy co najmniej 10 milicjantów”.

W 1934 roku „Kurjer Wileński” informuje, że „1 maja odbyły się w stolicy pochody i wiece robotnicze. Na pl. Teatralny przybyły organizacje PPS i d. frakcja rewolucyjna w liczbie 4500 z 71 sztandarami i 10 orkiestrami. Na Starym Rynku zebrali się członkowie ZZZ z orkiestrą i transparentami w liczbie około 2500. Na pl. Grzybowskim zgromadzili się członkowie PPS-GKW w liczbie nie przekraczającej 4000 osób, do których przyłączył się pochód Bundu, liczący około 2000 osób. W pochodach PPŚ-CKW i Bundu było dużo dzieci i kobiet i luźnych grup”.

W 1935 roku żydowskie pismo „5 rano” podało, że „zadano sobie trud dokładnego obliczenia uczestników wszystkich pochodów pierwszomajowych. Obliczeń dokonano na trzy ręce, poczem je zestawiono. Z dokładnością do 90 proc. ustalono, że pochód CKW PPS i Bundu liczył łącznie 9200 osób, z czego 4200 CKW PPS i 5000 Bundu, pochód Frakcji Rewolucyjnej PPS liczył 3200 osób, a ZZZ 2400, łącznie około 15000 osób, nie wyłączając dzieci i orkiestr”.

Z kolei w 1936 roku „Robotnik” podaje liczbę uczestników pochodu w Warszawie na… 50 tysięcy ludzi, a rok później jest już ich 60 tysięcy. Jednocześnie „Robotnik” pisze o… licznych prowokacjach: „Młodzież robotnicza Warszawy, ostrzega, że ostatnie prowokacyjne antyrobotnicze wystąpienia endeckich faszystów, rozpoczęte rzucaniem oszczerstw na bohaterskich robotników Krakowa i Lwowa, próbami zakłócenia spokoju i powagi pochodów pierwszomajowych, a ostatnio bandyckiemi napadami na akademików, uczestniczących w tych pochodach, napotkają w razie dalszego trwania na szybką i zdecydowaną odpowiedź”.

W 1937 roku „Robotnik”, piórem Mieczysława Niedziałkowskiego, informuje, że wśród robotników i członków PPS organizujących pochody wzrosła świadomość socjalistyczna, a także dyscyplina. Robotnicy odczuwają też wsparcie ruchu ludowego. Jednocześnie Niedziałkowski przestrzega przed utożsamianiem obozu sanacyjnego z ruchem narodowym. Przywołuje majestat marszałka Piłsudskiego pisząc:

(…) …dajcie spokój robieniu z Piłsudskiego… „ukrytego endeka”. To za „gruba robota” nawet, jak na polską przeciętną znajomość historii. I „poprawki historyczne” mają też swoje granice… absurdu. Czekają jeszcze Polskę trudne i ciężkie chwile. Nie ma w tym nic dziwnego. Taka jest rzeczywistość dzisiejszej epoki dziejowej. Po dniu 1 Maja my mamy tę pewność, że jednostkom i grupom, pragnącym na gwałt sklecić „wspólny front” wszelakich prądów faszystowskich w Polsce pod batutą naczelną p. Romana Dmowskiego od „Słowa” i „Małego Dziennika” aż po „Warszawski Dziennik Narodowy” poprzez „radykalnie opozycyjny „Goniec Warszawski” (specjalność – oskarżanie Związku Nauczycielstwa Polskiego o… „komunizm”) możemy powiedzieć krótko, jasno, dobitnie, po prostu: NIE DACIE RADY! Tak jest! Nie zawracajcie sobie głowy.

Z kolei „Kurjer Warszawski” z 1938 roku donosił, że np. w Poznaniu pochód pierwszomajowy wypadł bardzo blado. Członkowie stronnictwa narodowego w sposób manifestacyjny przeszkadzali odbyciu się pochodu, który zresztą był ograniczony do bocznych ulic miasta.

W 1939 roku, gdy w Polsce zakazano pochodów pierwszomajowych, „Robotnik” pisał o zbiórce na cele statutowe PPS. Tymczasem Kurjer Wileński donosił o tym, że z polecenia władz bezpieczeństwa został wczoraj aresztowany mieszkaniec miasta Wilna Rubin Rubinowicz, z zawodu lakiernik, którego tegoż dnia zesłano do obozu odosobnienia w Berezie. Rubinowicz agitował ostatnio wśród bezrobotnych namawiając do urządzenia nielegalnego pochodu pierwszomajowego, wbrew zakazowi władz.

Z kolei „Czas” pisał o pierwszomajowych demonstracjach w Meksyku, które miały charakter nie prorobotniczy, ale… antyhitlerowski, a dziennik „Dzień dobry” pisał o zorganizowanych z okazji 1 maja demonstracjach antyniemieckich w Czechach i na Morawach.

Nie mieli więc lekko zarówno przedwojenni zwolennicy, jak i przeciwnicy pierwszomajowych marszy. Ale, gdy wybuchła II wojna światowa spory światopoglądowe odeszły na bok. Stanisław Niedziałkowski czołowy redaktor „Robotnika” zginął rozstrzelany w Palmirach w 1940 roku, działacze Bundu w getcie i obozach koncentracyjnych, a narodowcy w obozach koncentracyjnych i w gestapowskich więzieniach. Bo nagle okazało się, że krew ich wszystkich ma ten sam kolor.

Opr. Małgorzata Karolina Piekarska

 

 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content