Zapomniany malarz z Saskiej Kępy

Wacław Chodkowski – urodzony w Kozienicach 6 października 1878, zmarł w Warszawie 11 marca 1953 roku i popadł w zapomnienie, choć jego prace z pewnością trafiły pod strzechy.

Rodzicami artysty byli kozienicki szewc Antoni Chodkowski i Ewa z domu Rusek. Wacław Chodkowski był absolwentem warszawskiej Klasy Rysunkowej Wojciecha Gersona, a kolejnymi jego nauczycielami byli Adam Badowski oraz Jan Kazimierz Kauzik. Podobno o szkole Gersona, przyszły malarz dowiedział się od malarskiej rodziny Klopferów, która przyjeżdżała do Chodkowskich na wakacje. Przez Gersona Chodkowski poznał jego uczennicę Leokadię Karolinę Przybytkowską, która zapoznała go z przyszłą żoną, a swoją młodszą siostrą Heleną Zenobią (1880-1963). 26 lutego 1905 roku Wacław Chodkowski i Helena Zenobia Przybytkowska wzięli ślub w kościele Matki Bożej Loretańskiej na Pradze. W tym samym roku, 22 grudnia 1905, urodził się ich syn Eugeniusz (1905-1990). Rodzina najpierw zamieszkała w Kozienicach, 16 listopada 1909 roku na świat przyszedł drugi syn małżeństwa – Henryk (1909-1988), a 17 lutego 1910 roku w Warszawie jedyna córka pary – Helena Irena Przybytkowska (1911-1994).

Małżeństwo zamieszkało na Saskiej Kępie w domu teściów malarza, czyli u Anny i Władysława Przybytkowskich. Dom stoi do dziś i nosi adres Walecznych 37.

Z czego się utrzymywało – nie wiadomo. W latach 1914-1919 Wacław Chodkowski kilkakrotnie wystawiał swoje obrazy w Zachęcie. Wziął też udział w konkursie na plakat dla poznańskiej fabryki papierosów PATRIA. Z tego okresu zachowały się zresztą dość liczne szkice, w których wykorzystywał bliskie jego pokoleniu motywy ułańskie. Prawdopodobnie w 1919 roku zgłosił się jako ochotnik do 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej.

W 1919 roku rodzina przeniosła się do Tomaszowa Rawskiego (dziś: Tomaszów Mazowiecki), gdzie w Ośmioklasowym Koedukacyjnym Gimnazjum Filologicznym pod kierunkiem Wacława Antosiewicza, aż do 1921 roku, Wacław Chodkowski uczył kaligrafii, robót ręcznych i rysunków. Z zachowanych dokumentów i wspomnień wynika, że malarz w swojej pracy pedagogicznej wychowywał młodzież przez sztukę, budząc u uczniów wielkie zainteresowanie malarstwem i plastyką.

Po 1921 roku artysta wrócił do Warszawy i na powrót brał udział w wystawach w Zachęcie. W 1925 roku został członkiem rzeczywistym Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Jest wymieniony we wszystkich sprawozdaniach aż do ostatniego, pochodzącego z 1938 roku włącznie. W latach 20. prowadził w Warszawie przy ul. Chmielnej 11 sklep z bielizną, który pewnego razu został okradziony, a w 1925 roku zlikwidowany na skutek plajty. Zarówno włamanie, jak i plajtę z licytacją komorniczą ruchomości w postaci bielizny i krawatów opisała warszawska prasa. Prawdopodobnie to stało się przyczyną, dla której od 1926 lub 1927 roku Wacław Chodkowski co jakiś czas wyruszał w Polskę jako artysta objazdowy. Bowiem od tej pory utrzymywał się z malowania portretów napotkanych ludzi. Gdzie podróżował? Wiadomo, że w 1927 roku był w Bydgoszczy, bo wtedy narysował tuszem, utrzymany w stylu silhouette, portrecik Stanisława Borunia wraz z czteroletnim synem Krzysztofem, przyszłym powstańcem warszawskim (członkiem załogi wozu bojowego KUBUŚ) i pisarzem science fiction. Mówi też o tym szkic w jednym z notatników przedstawiający siedzącą na ławce kobietę, który jest podpisany „Bydgoszcz 17 lipca 1927”.

Pracownia Wacława Chodkowskiego nosiła nazwę JUTRZENKA i początkowo mieściła się tam, gdzie był prowadzony przez niego, a zlikwidowany w wyniku komorniczej licytacji, skład bielizny, czyli w Warszawie przy ul. Chmielnej 11. Świadczy o tym fakt, że wiele akwarelowych portretów malowanych jest na pocztówkowych rozmiarów kartkach z takim adresem pracowni.

W 1929 roku artysta wziął udział w Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu, zorganizowanej z okazji dziesięciolecia odzyskania niepodległości. Zachowała się jego legitymacja wystawcy opatrzona numerem 3628. Przedsięwzięcie, które trwało 138 dni (od 16 maja do 30 września), zorganizowano, aby zaprezentować dorobek odrodzonego państwa. Wśród wystawców znalazła się firma malarska JUTRZENKA Wacława Chodkowskiego, a jej właściciel na specjalnie przygotowanym stoisku portretował zwiedzających.

Portrety autorstwa artysty zwiedzający przywieźli do swoich domów. Najprawdopodobniej powodzenie na wystawie sprawiło, że malarz coraz częściej jeździł po Polsce, tworząc portrety, na które stać było niemal każdego. Ich ceny wahały się od jednej złotówki do pięciu złotych. Portrety wykonywane były ołówkiem, tuszem (w stylu silhouette, czyli sylwetka) lub akwarelami. Wśród zachowanych do dziś portretów znalazła się nawet namalowana tuszem sylwetka naczelnika państwa – Józefa Piłsudskiego. Stworzona zapewne z myślą o przyciągnięciu klientów, jako chwyt w stylu: portretowałem Marszałka – sportretuję też ciebie.

Wszystkie zachowane tanie portreciki pokazują różnorodność typów ludzkich dwudziestolecia międzywojennego oraz obowiązującą wówczas modę. Są też dowodem na sprawność warsztatową malarza, który w kilka minut tworzył wierny wizerunek modela. Pracownia proponowała także kupno krajobrazów. Do dziś zachowało się kilka widoków Warszawy. W którym roku artysta zrezygnował z pracowni przy Chmielnej 11 nie wiadomo. Natomiast w dokumentach rodzinnych zachowała się wizytówka z podanym adresem pracowni przy ul. Walecznych 37, czyli domu Anny z Neumannów Przybytkowskiej, teściowej artysty.

W 1937 roku żona artysty, Helena z Przybytkowskich, otrzymała od swojej matki kawałek ziemi, na którym małżeństwo rozpoczęło budowę domu; jego późniejszy adres to: ul. Walecznych 39. Nowo wybudowany dom (choć mocno przebudowany stoi do dziś) był gotowy już na początku roku 1939, i choć nie był jeszcze otynkowany, to pod numerem 1 już mieściła się w nim pracownia artysty, o czym świadczy szyld z adresem zachowanym na jednej z rodzinnych fotografii.

Niewiele jest informacji na temat losów Chodkowskiego w trakcie II wojny światowej. Z przekazów rodzinnych wiadomo, że malarz częściowo przebywał w Wawrze u rodziny córki i zięcia Stanisława Przytulskiego (1906-1975). Jesienią 1944 roku Wacław Chodkowski brał udział w pracach gazetki ściennej 1 Samodzielnego Batalionu Eksploatacji Dróg (1 sbed), który stacjonował w Wawrze, gdzie mieszkał wówczas Chodkowski (który nie miał z czego żyć), co tłumaczy prace artysty dla gazetki ściennej. Zachowało się kilka szkiców nie tylko datowanych, ale i podpisanych „Wawer”.

Przed wojną artysta malował to, co chciał i lubił oraz to, czego oczekiwała publiczność. Po wojnie, by malować to, co chciał i lubił, musiał zostać członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków, gdyż bez tego nie mógłby kupić farb w sklepie dla plastyków. Ażeby brać udział w wystawach, musiał malować prace zgodne z ideami powoli wprowadzanego socrealizmu. W 1949 roku został przyjęty do Związku Polskich Artystów Plastyków – Okręg Warszawski. Ponieważ w czasie wojny jego pracownia uległa zniszczeniu, a wraz z nią zniszczeniu uległy namalowane przed wojną obrazy, więc do ZPAP przyjęto go na podstawie trzech ocalałych prac: „Pole wilanowskie”, „Wisła po burzy” oraz „Dziewczynka w rogatywce” uchodzący za jednej z najlepszych obrazów artysty, przedstawiający zresztą córkę Helenkę. Po przyjęciu do ZPAP malarz trzykrotnie (w latach 1949, 1951 i 1952) brał udział w wystawach organizacji.

Jeszcze pod koniec lat 40., by mieć z czego żyć rysował rysunki satyryczne na zlecenie lokalnego koła PPS, którego siedziba mieściła się niedaleko domu przy Walecznych. Wyraźnie jednak nie miał do nich serca.

Sądząc po zachowanej spuściźnie, na prace malowane zgodne z własnymi upodobaniami nie miał zbyt wiele czasu. Z kolei w te socrealistyczne trudno było mu się wdrożyć. 17 sierpnia 1950 roku artysta napisał dramatyczny list do Departamentu Twórczości Ministerstwa Kultury i Sztuki, w którym prosił o przyznanie stypendium twórczego. Wyraźnie drżącą ręką napisał w nim: „przyznanie stypendium da mi możność pracy nad sobą i umożliwi dojście do pewnych rezultatów w zdobyciu nowych dążeń i zagadnień sztuki socjalistycznej”. Nie wiadomo, czy doczekał się odpowiedzi ani czy prośba została spełniona. Z listu wynika, że artysta nie miał żadnych stałych zleceń, dochodów, warunków do pracy, a nadsyłane przez niego obrazy na wystawy ZPAP nie były przyjmowane „pomimo wielkich wysiłków” ze strony malarza. Dla realisty tradycjonalisty – ucznia Gersona – doktryna realizmu socjalistycznego była trudna do zrozumienia, a jeszcze trudniejsza do zastosowania w praktyce. Na dodatek w kraju, w którym nacjonalizowano niemal wszystko, malarzowi ubyło źródło dochodów, jakim przed wojną było projektowanie i tworzenie szyldów, witraży oraz reklam dla prywatnej inicjatywy, czyli rzemieślników, fabrykantów i handlarzy.

Artyście pozostawało malowanie dla rodziny. Przeważnie malował kwiaty, portrety bliskich i… dom teściowej. Stojący do dziś drewniany dom przy ul. Walecznych 37 jest bowiem tematem wielu jego zachowanych prac.

Wśród nich pochodzący z lat 50. „Portret teściowej Anny z Neumannów Przybytkowskiej na tle jej domu przy Walecznych 37”. Portret teściowej powstał na podstawie dwóch fotografii. Pierwsza z lat 20. XX wieku – to z niej wziął postać, strój i usadowienie portretowanej, a druga, z której wziął twarz została zrobiona pod koniec lat 30.

Portret prawdopodobnie powstał przy okazji urodzin Anny Przybytkowskiej, które miały miejsce w 1952 roku. Wspominanym urodzinom teściowej towarzyszyła namalowana również przez artystę „Laurka dla teściowej”, także przedstawiająca jej drewniany dom. Była to jednak praca przygotowana w imieniu całej rodziny – dzieci, wnuków i prawnuków, które podpisały się na obrazku.

Wacław Chodkowski zmarł 11 marca 1953 roku w Warszawie. Został pochowany na cmentarzu Bródnowskim (kw. 14 E II 6). Skromny nagrobek z lastryko zawiera napis: „artysta plastyk” i medalion przedstawiający go, gdy był jeszcze młodym człowiekiem.

Jego cała spuścizna pozostawała w rękach spadkobierców do 1990 roku, kiedy bezdzietnie zmarł najstarszy syn artysty – Eugeniusz. Wówczas uległa rozproszeniu, gdyż na miejscowy śmietnik przy ul. Walecznych trafiły pudła z notesami, dokumentami i akwarelami wyrzucone przez dalszą rodzinę. Udało się uratować tylko jedno z nich. Wśród uratowanych papierzysk znajdowało się przeszło sto akwarel i dwa szkicowniki oraz kilka dokumentów. Pomogły one w odtworzeniu życiorysu malarza i napisaniu jego monografii, bo curriculum vitae Chodkowskiego to modelowy przykład płodnego malarza tanich obrazków pokazujące, jak wszystko jest ulotne. W okresie prosperity, czyli w dwudziestoleciu, artysta tworzył szybko, dużo i dla każdego, a po przemianach ustrojowych i śmierci popadł w zapomnienie. Czy jakieś jego obrazy ocalały jeszcze w domach mieszkańców Saskiej Kępy?

Małgorzata Karolina Piekarska

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content