Zaraz wracam!
Gdy tylko kończy się zima, lubię wsiąść w samochód i ruszać za miasto. Ale zaraz wracam!
Tradycja rodzinna nakazuje nam właśnie tak spędzać Lany Poniedziałek – jeździmy po Mazowszu, odwiedzając wielkanocnie różne miłe osoby, ciesząc się z tych spotkań i odrobinę martwiąc, że czasu tak mało…
Mazowieckie drogi – nie mam tu na myśli autostrad i innych zagrodzonych ekranami „dźwiękochłonnymi” dróg szybkiego ruchu. Doceniam ich użyteczność, ale ich nie lubię, bo kiedy nimi jadę, czuję się jak jakiś zabawkowy samochodzik na planszy, który może poruszać się tylko w przód i w tył w wyznaczonej do tego „rynience”.
Myślę raczej o szosach i drogach, którymi są splecione mazowieckie gminy, które wiodą z wioski do wioski, mijając po drodze czasami maleńkie miasteczka z wyniosłą, z daleka widoczną wieżą kościoła. Po drodze mijam domki śliczne, zabytkowe, wypasione „wille” i te skromne, starawe, niedopieszczone – a ta pora roku, już słoneczna, ale jeszcze szara, oczekująca na zieleń, bez sentymentów odsłania każdą brzydotę i zaniedbanie. Myślę wówczas ze współczuciem o ciężkiej pracy i trudnej doli rolników. Lecz gdy mijam kościółek, na parkingu przed nim stoją takie „fury”, że ho ho! Czy to mieszkańcy tych właśnie domeczków?! Jeśli tak, to trudno zrozumieć, że do eleganckiego, obszernego auta wychodzą z żałosnego, zapyziałego domku, ogrodzonego zardzewiałą siatką.
Ale – jak to mówią – nikomu pieniędzy w kieszeni liczyć nie należy, niechaj sobie każdy żyje, jak lubi.
No i żyje!
Pobocza owych szos i dróg mazowieckich przypominają warszawskie trawniki i chodniki sprzed ładnych paru lat: na szarym, miejscami błotnistym poboczu (bo wody gruntowe nadal stoją tu i ówdzie) aż się skrzy od kolorów. Barwne opakowania po chipsach i cukierkach, kolorowe butelki i kartony po napojach, puszki po piwie, jakieś szmaty, kawały folii, pety. Wiadomo – to „ziemia niczyja”, a właściciel TAKIEGO samochodu nie będzie przecież woził w nim śmieci, no ludzie!
Na obrzeżach lasów jest jeszcze gorzej, bo tu walają się worki ze śmieciami i niech nikt mnie nie przekonuje, że „to śmiecą miastowi, czyli działkowicze”, bo działki jeszcze stoją puste, czekając na otwarcie sezonu.
Niektóre gminy, a nawet w brudnych gminach niektóre miejscowości dostrzegają problem, sprzątają lub przekonały mieszkańców do kultury bycia. Tam jest zdecydowanie czyściej, a miejscami – wzorowo! Piękny widok.
Podobnie nawierzchnia dróg – od razu widać, na co dał pieniądze powiat i gdzie droga jest wyremontowana, bezpieczna, a gdzie nagle, zaskakująco się urywa tworząc koronkę gęsto perforowanego dziurami asfaltu. Brrr. Są też miejscowości, nawet malutkie, które najwyraźniej nie mogąc się doczekać na przychylność finansową powiatu czy unii, same zadbały o dobry asfalt na swoim terenie. Zauważyłam, że tam też jest o wiele czyściej.
Wniosek? Wymagajmy od odpowiednich służb miejskich dbania o czystość, ale, jak mówią, czysto jest przede wszystkim tam, gdzie nikt nie śmieci. To także apel do Ciebie, Czytelniku!
żu