Zegarmistrz światła z Bródna

„Mieszkaniec” rozmawia z Tadeuszem Woźniakiem – piosenkarzem, gitarzystą, kompozytorem piosenek oraz muzyki filmowej i teatralnej, mieszkańcem Bródna.

– Od ilu lat mieszka Pan na Bródnie?

– Mieszkam tu od 1993 roku. Czyli niemal trzydzieści lat. Wcześniej mieszkałem na Woli, ale także na Grochowie, tak więc gdy się tu sprowadziłem, prawobrzeżna Warszawa nie była mi obca.

– Jak się Pan czuje w tej okolicy?

– To, z czego jestem szczególnie zadowolony, to to, że udało mi się zamieszkać w miejscu kameralnym, z kwartale w całości składającym się z niskiej zabudowy. Nie ma tu wielkomiejskiego hałasu. Mam poczucie mieszkania trochę na uboczu, ale tylko trochę – bo i tak wszędzie mam blisko. Dookoła co prawda stoją wielopiętrowe bloki, ale jest tu tak spokojnie, że właściwie tych bloków nie widać.

– A jak, jako artysta, ocenia Pan ofertę kulturalną, z której mogą korzystać mieszkańcy dzielnicy?

– Mam wrażenie, że domy kultury, które znajdują się w okolicy działają dość prężnie, jak choćby najbliższy mojemu miejscu zamieszkania Dom Kultury Świt. Oferta dzielnicy nie jest może tak obfita jak w Śródmieściu, ale wiadomo, że w Śródmieściu jest pod tym względem szczególnie bogato, tak jest w każdym mieście. Jeśli chodzi o stacjonarne, repertuarowe teatry, to prawobrzeżna Warszawa ma dwa – są to Powszechny i Rampa. Z jednej strony wydaje się, że jak na wielkość tej części miasta jest to bardzo mało. Ale z drugiej strony – do Śródmieścia nie jest daleko, więc nie jest potrzebny teatr za każdym rogiem, zwłaszcza że wyprawa do teatru zawsze jest pewnym świętem, zatem odległość do pokonania też ma znaczenie. Nie wydaje mi się, żeby prawobrzeżna część miasta cierpiała z tego powodu.

– Umówienie się z Panem na wywiad nie było takie proste. Mówił Pan, że pracuje nad pewnym nowym projektem. Czy może Pan zdradzić czytelnikom „Mieszkańca” jaki to projekt?

– Robiłem tak naprawdę dwie rzeczy. Pierwsza z nich to realizacja audycji zatytułowanych „Tadeusz Woźniak ON” na moim kanale YouTube. Robię dwie takie audycje w miesiącu. Zapraszam kolegów, z którymi rozmawiam nie jak z gwiazdami czy celebrytami, ale po prostu jak z kolegami – o muzyce i życiu. Ostatnio moim gościem był Andrzej Poniedzielski, a wcześniej Zbyszek Hołdys czy Marek Piekarczyk. Program ten zajmuje mi nieco czasu, bo nie tylko sam go opracowuję i nagrywam w domowym studiu, ale także sam montuję. Druga – na zamówienie Biblioteki Narodowej przygotowuję utwór do słów „Pieśni świętojańskiej o sobótce” Jana Kochanowskiego. Jego premiera odbędzie się podczas czerwcowego wydarzenia, znanego jako „Imieniny Jana Kochanowskiego”, które odbywa się w Parku Krasińskich i połączone jest zawsze z kiermaszem książek. Ostatnie dwa lata to się nie odbywało z powodów pandemicznych. Mam nadzieję, że do czerwca szczepienia i lek, który jak się wydaje już niedługo będzie dostępny na rynku, sprawią, że pandemia się skończy i będziemy mogli zrealizować nasze zamierzenia.

– Wspomniał Pan o pandemii. Czy w dużym stopniu zmieniła ona Pana plany koncertowe? Przeniosła Pana działalność artystyczną do Internetu?

– Rzeczywiście w znacznej mierze przeniosłem się do Internetu, ponieważ nie pcham się w duże ludzkie zbiorowiska. Wierzę specjalistom – naukowcom i lekarzom – którzy twierdzą, że jest to choroba szczególnie niebezpieczna dla osób w starszym wieku, a ponieważ za chwilę skończę 75 lat, nieco się izoluję i nie prowokuję losu. Mam mnóstwo pomysłów, projektów i planów niezwiązanych tylko z koncertowaniem. Zajmuję się m.in. komponowaniem muzyki do filmów dokumentalnych. Mam więc co robić i nie narzekam na bezczynność.

– Na zakończenie naszej rozmowy chciałbym Pana zapytać, który z Pana utworów jest w Pana odczuciu tym najpopularniejszym? „Zegarmistrz światła”? „Smak i zapach pomarańczy”? A może piosenka z serialu „Plebania”? W kontakcie z widzami zapewne dostaje Pan sygnały, z którym utworem najbardziej jest Pan kojarzony.

– Tym utworem jest „Zegarmistrz światła” – tak było, tak jest i o ile nie zdarzy się jakiś cud, tak zapewne już będzie. „Zegarmistrz światła” jest piosenką mającą walory muzyczne, ale także atrakcyjną pod innymi względami – trochę dziwną, trochę niepokojącą, zwracającą na siebie uwagę niecodziennym tekstem. A do tego jest utworem bardzo prostym. Każdy, kto bierze do ręki gitarę i ma jakieś pojęcie o tym jak się na niej gra, może tę piosenkę zagrać i to jest także bardzo istotny walor, wciąż podtrzymujący stałą popularność „Zegarmistrza…”.

– „Zegarmistrz światła” to rzeczywiście swoisty fenomen. Cały tekst składa się przecież tylko z ośmiu wersów, mimo to piosenka stała się wielkim przebojem, a wiele osób zna te wersy na pamięć.

– Tak też bywa!

Rozmawiał Rafał Dajbor



 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content