Złe miłego początki

– Widzę, że jeśli chodzi o zakupy, to pan zbytnio nie zaszalał, panie Kaziu…
Eustachy Mordziak, kupiec bieliźniany z bazaru na pl. Szembeka, zwrócił uwagę na rzecz oczywistą, faktycznie bowiem jego dobry znajomy, Kazimierz Główka, ręce siatkami miał niezajęte.

– Bo dziś bazar potraktowałem, że tak powiem – terapeutycznie.

– Znaczy?

– Wyszedłem z domu pod pretekstem zakupów. Najgorsze w tych miłych świętach są dni, kiedy się je przygotowuje. W swym długim życiu nie widziałem kobiety, która w tym czasie nie zachowywałaby się jak wściekła osa.

– No bo one chcą, żeby wszystko było zgodne z tradycją i takie wie pan – że mucha nie siada.

– Ale mniej więcej od siedemnastu wieków wiadomo, jak to się robi. Na miejscu kobiet bardziej obawiałbym się popadnięcia w rutynę, niż tego, że galareta się nie zsiądzie.

– Kobiecej natury pan nie zmienisz. Jak to mawia mój ulubiony satyryk: kobietę można zmienić, ale to i tak nic nie zmieni…

– Powiem panu, że jednak gotowanie połączone ze sprzątaniem, a to wszystko razem z zakupami, jak to mówią „na ostatnią chwilę”, to już nie na moje nerwy. Musiałem wyjść!

– A choinkę zdążył pan ubrać?

– Zdążyłem, znaczy ubrałem i postawiłem w tym samym miejscu co zawsze. Lepszego u nas nie ma. Żona dobrze o tym wie, ale co roku robi to samo przestawienie:

– A może byś postawił ją bliżej, o – tu?

– Wtedy drzwi na balkon się nie otworzą, a tam mamy zamiejscową filię lodówki.

– To może być tu – pokazuje mi kawałek wolnego miejsca koło telewizora.

– Przecież jak lampki się włączy, to nam całego Kraśkę zamigają.

– Ty nic tylko wymyślasz przeszkody! Robisz wszystko, żeby nic nie robić. Najlepiej postawić ją tam, gdzie zawsze i mieć święty spokój. To może jeszcze na podłodze miejsce na choinkę zaznaczysz. Na przykład olejną farbą. Jak na stałe, to na stałe…

– Idę na bazar. Kupię ci suszone śliwki, one podobno działają uspokajająco.

– No tak… Pocieszyć tylko mogę pana, panie Kaziu, że zawsze może być gorzej. Jak w tym dowcipie: Patrol policji melduje przez radio: – Mamy morderstwo. Żona zabiła męża jednym pchnięciem szczotki.

– Jakiej szczotki do cholery, co wy pleciecie?

– Mopa znaczy.

– Mopem go zabiła?

– Przyznała się. Powiedziała, że uprzedzała go, że podłoga jest umyta i żeby na razie nie wchodził.

– Aresztowaliście ją?

– Nie, podłoga jeszcze nie wyschła.

Szaser



 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content