Zmiany
– Witam, panie Eustachy. Pan jak zawsze na posterunku…
Kazimierz Główka serdecznie uściskał dłoń pana Mordziaka, kupca na bazarze Szembeka, swojego kolegi.
– Co dobrego?
– Zmiany, zmiany, zmiany, jak to mówią.
– Jakie znowu zmiany. Siłą bazaru jest jego niezmienność. Wiadomo, gdzie są jabłka, gdzie stragany z warzywami, z mięsem, gdzie kiosk z gazetami, gdzie zioła, sery, a gdzie toaleta. Tu pan Marcin, tam pan Marek, a, o tam – pani Ela.
– Otóż to właśnie! Pani Eli już nie ma.
– Jako to nie ma? Zawsze była. I ten jej pan Daniel.
– Zawsze byli, ale już ich nie ma.
– Co się stało?
– Emerytura.
– Coś takiego. I kto teraz będzie?
– Nie wiadomo. Ani, co tam będzie. Okaże się.
– No, wie pan, panie Eustachy – ostatniej soboty widziałem w holu koło kawiarni wystawionego pięknego Citroena. Skoro więc już nawet samochód możemy sobie na naszym Szembeku kupić, to znaczy, że wszystko może się tu zdarzyć, wszystko możemy kupić.
– Oleju z marihuany na pewno pan nie kupi…
– Może kupi, może nie kupi… Ale reszta – kto wie – pomysły kupców są nieodgadnione… Szkoda, powiem panu.
– Kogo? Czego?
– No, tych państwa. Eli i Daniela. I ryby mieli, i grzyby, o warzywach i owocach nie wspomnę. No i kawałek historii bazaru to był.
– Fakt. Ale na bazarze każdy dzień pisze historię. Na bazarze, jak w życiu. Czy wyobrażał pan sobie, panie Kaziu, że będzie kiedyś ktoś, kto dorówna Małyszowi?
– Faktycznie, powiem panu, nie wyobrażałem sobie.
– No, widzi pan. A tymczasem pojawił się Kamil Stoch. Ten daje czadu!
– I tak jak Małysz – skromny. Widać, że sodówka do jego głowy dopływu żadnego nie ma.
– Tak jest ze wszystkim i z każdym… Jak mawiał mój ojciec – tramwajarz umrze, tramwaje muszą chodzić. Był Małysz i „małyszomania”, jest Stoch i oby był jak najdłużej. Żeby mu zdrowie dopisywało i szczęście. Jednak kiedyś i Stoch zdejmie narty i ktoś inny zawładnie naszą wyobraźnią… Popatrz pan na politykę. Ilu już było przywódców, którzy próbowali meblować nam życie? I jacy wydawali się mocni. I co?
– Nowi są.
– Ci nowi też przeminą, choć jedni jeszcze tego nie wiedzą, a do innych jeszcze to nie dotarło.
– Polityka jest tylko polityką. Kto wie, czy w szeregach nie czai się już jakiś Brutus? Władcy, nawet najsilniejsi, tak mają, że nigdy nie mają pewności. I nikt z nas nie wie, co los mu szykuje.
– Zupełnie, jak ten dyrektor…
– Jaki dyrektor?
– Dyrektor przychodzi do pracy po urlopie. – Panie dyrektorze – wita go sekretarka – mam dla pana dwie wiadomości: jedną złą, drugą dobrą.
– To najpierw ta zła.
– Niestety, od dwóch tygodni nie jest pan już dyrektorem.
– A ta dobra wiadomość?
– Będziemy mieli dziecko!
Szaser