29. urodziny w czasach zarazy
Gazety są świadkami dziejów. 29-letnia historia „Mieszkańca”, gdyby tak poprzeglądać numer po numerze, także zapewne ujawniłaby słabo już pamiętane elementy naszych lokalnych, warszawskich i ogólnokrajowych dziejów. Czasu kwarantanny jednak nie pamiętam, czasu pandemii nie było na pewno.
Zmieniały się technologie. Gdy 29 lat temu, 1 kwietnia, zbierał się komitet organizacyjny gazety, powołany przez Wiesława Nowosielskiego, powszechnym wyposażeniem redakcji była jedynie maszyna do pisania. Komputer w wielkich redakcjach (a taką „Mieszkaniec” nie był na pewno) stał zwykle tylko w dziale depeszowym, drukarnie składały niejednokrotnie jeszcze druk ręcznie, a nawet jak korzystały z komputerowych wydruków, to wyglądało to tak, że akapity na foli wycinało się nożyczkami i sklejało z kolejnym akapitem. Zdjęcia były tylko na odbitkach.
1 kwietnia 1991 r. – czekamy na dostarczenie pierwszego numeru “Mieszkańca”.
Pierwsze numery „Mieszkańca” „robiło” kilka osób – na adrenalinie, bo wszystko było nowe. Może nie tyle chodziło o technologię, bo ta wciąż była taka, jak za powojennych czasów, co o otoczenie. Polska przechodziła transformację od socjalizmu do kapitalizmu i od państwa scentralizowanego do samorządowego. Wiesiek Nowosielski świetnie ten czas wyczuł, miał cholerną odwagę, rzucił hasło: zrobimy gazetę niezależną (niewiele było takich, za prasą stał wydawca z zasobami papieru, przydziałem na drukarnie itp.), samorządową i… bezpłatną. Będziemy utrzymywali się z reklam, egzemplarze będziemy wykładali w miejscach publicznych, niech każdy mieszkaniec naszej dzielnicy (Pragi Południe) weźmie sobie „Mieszkańca” i poczyta, co słychać w najbliższym otoczeniu.
No i to poszło! Nakład rósł z miesiąca na miesiąc, rósł prestiż gazety, napędzany kolejnymi pomysłami Naczelnego. Zaczęliśmy wybierać Zacnych Mieszkańców (Agnieszka Osiecka, Tadeusz Drozda, Henryk Machalica i wielu, wielu innych o nie zawsze nazwiskach znanych z pierwszych stron gazet). Wspieraliśmy przekształcanie się handlu i usług w nowoczesne placówki (Superwitryna), chwaliliśmy najbardziej ukwiecone balkony i ogródki. W międzyczasie zmieniliśmy siedzibę na budyneczek przy Grenadierów, skomputeryzowaliśmy się, przeszliśmy na skład metodą elektroniczną i komputerowe łamanie gazety, w kieszeniach mieliśmy już telefony komórkowe, nikt już nie bawił się w wywoływanie zdjęć, tylko brało się do gazety jpg „prosto z puszki”. Tylko nieokiełznany Nadredaktor Wiesław Nowosielski nadal wyprzedzał czas, przesuwając ekspansję gazety na kolejne obszary prawobrzeżnej Warszawy.
Nieubłaganie jednak i jego dogonił kres choroby. Pracował do końca, wielu z nas nie mogło uwierzyć, gdy jesienią 2016 r. przyszła wiadomość, że nie żyje. Ale jak to… Wiesiek? Odszedł? To znaczy, że go nie ma?!
Ale „Mieszkaniec” wciąż jest i mierzy się z kolejnymi wyzwaniami technologicznymi – bo w coraz większym wymiarze przenosimy się do internetu (spokojnie! papierowe wydania są). Nasza strona odwiedzana jest przez tysiące osób dziennie, a posty na facebooku są coraz chętniej czytane i udostępniane. To właśnie nam jeden z pracowników szpitala zakaźnego na Woli opowiedział o tym, że nikt z nich od początku pandemii nie miał testu na koronawirusa! Na www.mieszkaniec.pl polubiło ten tekst ponad 10 tys. osób, a kilkanaście tysięcy razy czytano o tym, jak skorzystać z zasiłku opiekuńczego w czasie zamknięcia placówek oświatowych.
Koronawirus przenosi nas teraz w kolejne obszary. Pracujemy głównie zdalnie, w domach, ale na miasto też zaglądamy. I wciąż piszemy, jak jest – tu u nas na prawym brzegu Wisły i w całej Warszawie.
Tomasz Szymański