Franciszek Pieczka MIESZKANIEC NR 19/2001

„Mieszkaniec” rozmawia z wybitnym aktorem teatralnym, filmowym i telewizyjnym Franciszkiem PIECZKĄ. Niegdyś aktorem krakowskiego Teatru Starego, a od 1975 roku aktorem Teatru Powszechnego w Warszawie, mieszkańcem Falenicy.

– Przez wiele lat pracował Pan w Krakowie i był przede wszystkim kojarzony z Teatrem Starym. Dlaczego zdecydował się pan przeprowadzić do Warszawy i opuścić to magiczne miejsce?

– Nie można być przez całe życie przywiązanym do jednego stołka. Poza tym studiowałem w stolicy, w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Spodobało mi się. W 1969 roku pojawiła się okazja kupienia domu w Falenicy. Obejrzałem działkę. Rzeczywiście była położona w atrakcyjnym miejscu. Dookoła lasy, świeże powietrze, przyroda. Do tego sprzedający kusił ceną, niezbyt wygórowaną na tamte czasy. Nie można się było zbyt długo zastanawiać.

– Przez te wszystkie lata musiało się jednak coś zmienić. Okolice są nadal takie czyste i piękne?

– Wbrew pozorom tak, choć ręka człowieka sięga często tam, gdzie nie powinna. Od 1969 roku przybyło wiele domów, pobudowano sklepy, zagospodarowano wolne przestrzenie. Jednym słowem zrobiło się ciaśniej. Jednak i tak Falenica zachowała swój niepowtarzalny klimat.

– Widać, rzeczywiście się Panu tu podoba. Nie ma czegoś, co by Pana denerwowało. Aż nie chce mi się wierzyć, że wszystko jest tak idealne?

– W zasadzie grzechem byłoby narzekanie. Jednak gdybym  miał wytknąć temu miejscu jakąkolwiek wadę, to byłby to brak kanalizacji. Nie wiem, dlaczego tak ważnego elementu brakuje niektórym miejscowościom sąsiadującym z Warszawą Zawsze na piedestale stawia się Śródmieście. Ogromne pieniądze pochłaniają tam różnego rodzaju innowacje i przeróbki a tutaj… co miesiąc przyjeżdża szambiarz i zabiera się do pracy. To jedyny plus całej sytuacji, że przynajmniej ten człowiek ma zajęcie. Tym bardziej, że dzisiaj tak trudno o pracę. Poza tym to skandal, by w XXI wieku zamiast kopać głębsze studnie, kopać szamba.

– Nie narzeka pan na komunikację? Przecież do Aleksandrowa, sąsiadującego z Falenicą dojeżdża tylko jeden autobus – 115. Czy to, pana zdaniem, nie jest zdecydowanie za mało?

– Jeżeli chodzi o Aleksandrów, to jak najbardziej. Do mnie, do Falenicy dojeżdża jednak jeszcze 521, 146 i kolej miejska. Oprócz tego jestem w tak komfortowej sytuacji, że mam samochód, więc w zasadzie nie zdarza mi się jeździć autobusami. Jeżeli jednak już jestem do tego zmuszony, to niekiedy wybieram też male, kopcące autobusy prywatne, które kursują częściej.

– Skoro praktycznie wszędzie jeździ pan samochodem to pewnie także i zakupy robi pan w supermarketach. Czy też można spotkać pana na bazarze? Ponoć w Falenicy sprzedają od lat najpiękniejsze owoce i warzywa?

– Czy rzeczywiście najpiękniejsze ­ tego nie wiem, choć nie zdarzyło nam się z żoną nigdy abyśmy narzekali na ich jakość. Do supermarketu jeździmy tylko raz na jakiś czas. Za to dwa razy w tygodniu odwiedzamy ten bazar i niewielkie osiedlowe sklepiki. Zawsze wiemy, co gdzie kupić. Znamy ekspedientki. One doradzają nam, co jest świeże, co warto kupić i dzięki temu zakupy są bardzo przyjemne.

– Nawet kiedy ludzie zaczepią pana prosząc o autograf czy wspólne zdjęcie? Pomimo dziesiątek wspaniałych kreacji teatralnych i filmowych w sercach wielu ludzi pozostanie pan już jako Gustlik z Czterech pancernych i psa.

– Tak, tak zdaję sobie z tego sprawę. W życiu każdego aktora jest zawsze taka kreacja, rola z którą utożsamiany będzie najbardziej. Mnie to jednak nie przeszkadza. Przyzwyczaiłem się do Gustlika. Jednak, jak to się mówi, nie ma róży bez kolców i chciałbym czasami pozostać anonimowy.

– Sąsiedzi cieszą się, że za przysłowiowym płotem mieszka Święty Piotr z Quo Vadis?

– Nie wiem, trzeba by zapytać sąsiadów. Myślę jednak, że przywykli już do takiego towarzystwa. To wspaniali ludzie. Znamy się i lubimy już kawal czasu. Mogę na nich polegać tak samo jak oni na mnie.

– A gdyby dostał pan propozycję przeprowadzki w jakieś magiczne, wspaniałe miejsce zgodziłby się pan?

– Myślę, że nie. Przeżyłem tu wiele lat. Przyzwyczaiłem się. Mieszkam w zasadzie w Warszawie, bo wszędzie mam blisko. Jednocześnie mieszkam na peryferiach, bo mam piękną działkę. Tak więc nikt nie byłby mnie w stanie skusić luksusowym mieszkaniem w bloku ani przestronnym placem. Poza tym nigdzie nie miałbym tak pięknych sąsiadek jak tutaj! Miłe, maleńkie stworzonka, jakimi są wiewiórki przychodzą na nasze podwórko przez cały rok. Permanentnie obgryzają szyszki na naszych sosnach. Gdzie indziej miałbym tak doborowe towarzystwo?

– Dziękuję za rozmowę.

(Mag)



 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content