Skąd Warszawa ma hejnał
Codziennie o 11:15 z wieży zegarowej Zamku Królewskiego rozlega się hejnał. Dzieje się tak od prawie 10 lat. A wszystko za sprawą jednego człowieka. Henryk Łagodzki, zmarły przed kilku laty żołnierz Armii Krajowej, powstaniec warszawski ze zgrupowania Chrobry II, poświęcił wiele lat na to, by stolica miała swój hejnał. Pora odgrywania hejnału nie jest przypadkowa.
To 17 września 1939 roku wojska radzieckie wkroczyły na wschodnie tereny Polski. Bez formalnego wypowiedzenia wojny wtargnęły i, zgodnie z paktem Ribbentrop-Mołotow, dokonały podziału Rzeczpospolitej, zwanego w historii IV rozbiorem Polski. W ten sposób Związek Radziecki złamał pakt o nieagresji, który zgodnie z umową miał obowiązywać do końca 1945 roku.
Armia Czerwona zaatakowała ziemie polskie o 6.00 rano. Rosjanie wprowadzili do Polski ponad 4 tysiące czołgów, 1800 samolotów i prawie 2 miliony żołnierzy, którym Polacy mogli przeciwstawić armię liczącą niewiele ponad 300 tysięcy żołnierzy.
A przecież w kraju już od 17 dni trwała wojna. Na dodatek na arenie międzynarodowej głos Polski o agresji sowieckiej został kompletnie zignorowany. Rosjanie wkraczali pod pretekstem bronienia Ukraińców i Białorusinów. W czasach PRL w podręcznikach historii ten moment został opisany, jako „branie w opiekę” ziem polskich przed zbliżającymi się wojskami niemieckimi. Tymczasem konsekwencje tej „opieki” odczuwamy do dziś w postaci takich, a nie innych wschodnich granic Polski.
5 tysięcy pocisków
Również 17 września Niemcy po raz kolejny zbombardowali Warszawę. Tego dnia na miasto spadło pięć tysięcy pocisków. Naloty bombowe nie ustawały. Ludzie ginęli nie tylko na ulicach, lecz także w kościołach podczas niedzielnych nabożeństw.
Podczas bombardowania Zamku Królewskiego obecni byli dziennikarze „Polski Zbrojnej”, którzy w wieczornym wydaniu gazety zamieścili obszerną relację o wymownym tytule: „Wróg bombarduje największe świętości”.
Wtedy oprócz Zamku zniszczona została katedra św. Jana. Bomby spadały zresztą nie tylko na zamek królewski i katedrę św. Jana, ale również na inne kościoły.
Mój ojciec, Maciej Piekarski, który w chwili wybuchu wojny miał niecałe 7 lat, napisał po wojnie we wspomnieniach:
„Około południa ktoś przyniósł wiadomość, że płonie Okrąglak. Nie wiedziałem, co to jest Okrąglak. Dopiero mama wyjaśniła mi, że to Katedra ewangelicka, zbudowana w XVIII wieku, za czasów ostatniego króla. Byłem oburzony. Przecież słyszałem, że Niemcy to ewangelicy. Bombardują więc kościół swego wyznania?! Nie chciało mi się to pomieścić w głowie”.
A jednak! Świętości dla Niemców nie było. Po kapitulacji rozpoczęli rozciągniętą na lata eksterminację polskich ewangelickich księży, uznając ich za zdrajców narodu niemieckiego.
Śmierć w płomieniach
Zamek Królewski zapalił się 17 września o 11:00. Na ratunek ruszyli jego pracownicy. Muzealnicy i konserwatorzy starali się ratować najcenniejsze zbiory. Niestety w akcji stracili śmiertelnie rannego kustosza Kazimierza Brotla. Polscy filmowcy, na zlecenie prezydenta Stefana Starzyńskiego, utrwalili dla potomnych akcję gaśniczą i ratunkową wieży zegarowej i Zamkowego dachu. Wstrząsające obrazy można dziś oglądać za darmo w internecie, bo od tamtych wydarzeń minęło 78 lat, więc film jest już w tzw. domenie publicznej.
Zagraniczni korespondenci donosili:
„Dziś rano Zamek Królewski był bombardowany bombami zapalającymi. Jedna z bomb trafiła w prawe skrzydło Zamku. Powstał pożar. Posterunki straży zajęły się energicznie tłumieniem ognia. Akcja ratunkowa jest w toku. W chwilę po zaatakowaniu Zamku poddano bombardowaniu katedrę św. Jana. Jeden z pocisków artyleryjskich uderzył w dach i zburzył część świątyni od strony kruchty wejściowej przy kaplicy pogrzebowej. W chwili zaatakowania w świątyni odbywało się nabożeństwo, a tłum wiernych gromadził się przed ołtarzem w nawie głównej”.
O bombardowaniach miejsc, w których przebywają cywile, próbował informować zachód amerykański korespondent Julien Bryan, który do Warszawy dotarł 7 września 1939, a opuścił stolicę dwa tygodnie później.
Do dziś jest uważany za jedynego będącego w tym czasie w Warszawie zagranicznego dziennikarza, który apelował do amerykańskiego prezydenta Franklina Roosvelta o pomoc dla warszawskich cywili. Też bezskutecznie.
Rozkaz o ostrzale artyleryjskim Zamku wydał osobiście Hitler. W ten sposób chciał zmusić Warszawę do kapitulacji. Prezydent Stefan Starzyński w przemówieniu radiowym powiedział:
„Te ruiny i zgliszcza Warszawy uprawniają mnie dzisiaj, abym w imieniu tej ludności zwrócił się do rządów wielkiej Brytanii i Francji z zapytaniem – kiedy udzielą takiej pomocy Polsce, która pozwoli na odsunięcie czy przeciwdziałanie tym barbarzyńskim metodom, jakie są do nas stosowane”.
Niestety Zachód nie zareagował. Zarówno wkroczenie wojsk sowieckich, jak i bombardowanie Zamku czy kościołów w trakcie nabożeństw, nie spotkało się z potępieniem ze strony zachodniej opinii publicznej.
Hala i hejnał
Niemcy nie pozwolili na odbudowę Zamku. Okupacyjni planiści opracowujący projekty przebudowy Warszawy wyrysowali w tym miejscu ogromną halę ludową. Jednak do realizacji projektu nie doszło. Na przełomie 1939–40 r. w murach Zamku nawiercono otwory przygotowujące budowlę do wysadzenia, co ostatecznie Niemcy zrobili pod koniec Powstania Warszawskiego.
Wtedy, 17 września 1939 roku, wskazówki zegara na wieży Zamkowej zatrzymały się na godzinie 11:15.
Właśnie dlatego od 2008 roku, codziennie o tej porze, z zegarowej wieży rozbrzmiewa hejnał warszawski. Melodię opartą na motywach „Warszawianki” i „Marszu Mokotowa” gra trębacz. Hejnał skomponował w 1995 roku prof. Zbigniew Bagiński z Akademii Muzycznej w Warszawie.
Jego melodyjny hejnał odgrywany jest na trzy strony świata, co ma symbolizować trzy podstawowe wartości patriotyczne: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Nie jest grany na wschodnią stronę, gdyż wieża zegarowa Zamku Królewskiego ma tylko trzy okna.
Ale czyż nie jest to symboliczne? Przecież to ze wschodu 17 września 1939 roku przyszło do Polski kolejne zniewolenie.
Oprac. Małgorzata Karolina Piekarska