Bańka na wodzie
– Żeby pan wiedział. Świat jest otwarty, można podróżować swobodnie, handlować, więc miliony ludzi i miliony ton towarów są w ciągłym ruchu. I nagle to staje w miejscu, jakby jakiś lodowaty wiatr zawiał i wszystko zamroził.
– Żeby pan wiedział. Świat jest otwarty, można podróżować swobodnie, handlować, więc miliony ludzi i miliony ton towarów są w ciągłym ruchu. I nagle to staje w miejscu, jakby jakiś lodowaty wiatr zawiał i wszystko zamroził.
Pan Kazimierz Główka, stały klient na bazarze Szembeka, który tak jak wszyscy zamknął się w swoim mieszkaniu i wychodził wyłącznie, kiedy absolutnie musiał, zrobił, co mu kazano. I rzeczywiście – na ekranie telefonu zobaczył znajomą twarz kupca bieliźnianego, Eustachego Mordziaka.
– A tak to. W takich Włoszech na przykład sezon narciarski już szlag trafił, a do końca jeszcze fura czasu. Linie lotnicze – kolejni stratni. Samolot, jak nie lata, to nie zarabia. A nie latają już setkami. I u nas odwoływane są różne imprezy – też straty. Wszystko przygotowane, a tu klops!
… drogo się zrobiło. Jeszcze niedawno bez stówki nie było po co na bazar wchodzić, a teraz, to i stówka mało. Lepsze pomidory – po 26 złotych, a takie, co to skórkę z nich nożem do konserw trzeba zdejmować, po piętnaście.
– No, tak! Jak studenci nie będą mogli studiować na Oxfordzie, to znajdą miejsce w naszych uczelniach: w Siedlcach, w Koszalinie, w Nowym Sączu. U nas teraz, gdzie nie spojrzysz, to uniwersytet. I wykładowcy pracę będą mieli i młodzież dyplomy dostanie… Pielęgniarki wrócą, lekarze. Wszystkim się od razu poprawi. I co najważniejsze – ducha z dala od ojczyzny nie rozmienią na drobne.
– Witam panie Eustachy, jak zdrówko? Pan Kazimierz Główka, wyciągnął rękę na powitanie. Eustachy Mordziak, kupiec tutejszy, prawdziwa ozdoba bazaru na placu Szembeka – specjalność bielizna damska – oddał uścisk serdecznie, ale pan Kazimierz był zbyt doświadczony, żeby nie wyczuć lekkiego drżenia ręki. – Pite było? – Wie pan, jak to jest. Zaczęło się niewinnie. Z niczego właściwie, ot po maluchu, bo pod wieczór zimno już […]
– Dzień dobry panie Kaziu, zapraszam… Eustachy Mordziak przysunął swojemu koledze, Kazimierzowi Główce, jego ulubiony taborecik, na którym lubił przycupnąć i pogawędzić. – A, schodziłem się rzeczywiście… Co tam u pana, panie Eustachy. Eustachy szerokim gestem ogarnął swój stragan z damską bielizną i powiedział: – Jak zwykle, panie Kaziu. Majteczki, staniczki koszulki… Co pan sobie życzy… – Ja to już nawet nie za bardzo pamiętam, co do czego służy… […]
– A jak tam święta?
– Normalnie – groby odwiedziliśmy, znicze zapaliliśmy, powspominaliśmy… Fajne życie kiedyś było. Człowiek był młody – mama, tata przy boku… A teraz – tylko na cmentarzu można ich odwiedzać. O śmierci w ogóle się nie myślało, ale im więcej lat na karku, tym częściej jej powiew czuję wokół siebie.
– Co pan taki zamyślony, panie Eustachy? Kazimierz Główka, emeryt i stały bywalec bazaru na pl. Szembeka, nie mylił się. Pan Eustachy Mordziak rzeczywiście jakby nieobecny był. Niby handlował, ale myślami pływał po odległych oceanach. – Tak się zastanawiam nad tymi zmianami w pogodzie… – O, masz! To już nie ma pan większych zmartwień? – Niby jakich? Jest dobrze przecież, a ludziom się żyje dostatniej. – No, to znakiem tego […]
– Co pan dziecko jest? Im „się należy” i nam się należy, ale „im” okazuje się bardziej i więcej. Dużo więcej… Ostatnio dla pewności uznali, że starszych nie będzie się już badać profilaktycznie, bo jak nic jakieś choróbska się wykryje i leczyć trzeba będzie. A leczyć za darmo się nie da!